• Kategoria: News
  • Odsłony: 1060

Gdy emocje biorą górę

W połowie lipca zakończył się szczyt NATO. Po raz pierwszy gospodarzem najważniejszego spotkania politycznego sojuszu była Litwa. Za wschodnią granicą trwa wojna, Finlandia stała się nowym członkiem NATO, a niebawem jej śladem pójdzie Szwecja. W takich okolicznościach spotkali się przedstawiciele państw członkowskich oraz Ukrainy. Co udało się wypracować w pełnej emocji atmosferze? Najważniejsze deklaracje szczytu w Wilnie podsumowuje dr hab. Krzysztof Wasilewski, prof. PK, politolog, medioznawca, ekspert z zakresu polityki historycznej i nowych mediów, kierownik Katedry Studiów Regionalnych i Europejskich Wydziału Humanistycznego Politechniki Koszalińskiej.

Sieć obiegło zdjęcie zrobione podczas uroczystości w pałacu prezydenckim w Wilnie podczas szczytu NATO, na którym widać, jak prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski stoi samotnie na podium wśród liderów państw członkowskich sojuszu (są tam m.in. prezydent Francji, premier Szwecji czy Macedonii). Internauci komentują to zdjęcie „samotny”. Rzeczniczka rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Maria Zacharowa skwitowała to zdjęcie jako „bal zachodnich wartości”. Czy faktycznie jest to tak wymowny obraz?
– Myślę, że rosyjskimi komentarzami nie musimy się przejmować. Swoją agresją na Ukrainę sprzed ponad roku udowodnili, że jakiekolwiek wartości są im obce. Co do zdjęcia, to faktycznie urosło ono do rangi symbolu, choć nie wydaje mi się, aby scena, którą ono uwieczniło, oddawała atmosferę spotkania. Ukraina nie jest osamotniona, od początku wojny z Rosją może liczyć na wsparcie NATO i Unii Europejskiej, przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Polski i krajów bałtyckich. Ilości sprzętu i amunicji dostarczanych naszemu wschodniemu sąsiadowi idą w dziesiątki miliardów dolarów. Oczywiście, ukraińscy żołnierze muszą samodzielnie walczyć o niepodległość swojego kraju, lecz wsparcia – także politycznego – jakiego doświadczają z Zachodu nie można nie doceniać.

Chociaż emocji dotyczących tego szczytu nie brakowało już od pierwszego dnia, kiedy to mogliśmy przeczytać na Twitterze Zełenskiego o tym, z jakim niezrozumieniem i brakiem deklaracji członkostwa Ukrainy się spotkał, padło słowo „absurd”. Ostatecznie agencja prasowa Bloomberg, powołując się na swoje źródła, donosi, że liderzy państw prosili prezydenta Ukrainy o powściągliwość, że swoim zachowaniem Zełenski rozgniewał swoich sojuszników, w tym także USA. Jak to ocenić?
– Z jednej strony trudno dziwić się, że ukraiński przywódca przybył do Wilna z planem maksimum, a więc uzyskaniem konkretnej daty przyjęcia Ukrainy do NATO. Z drugiej zrozumiałe jest, że NATO nie tyle nie chciało, co nie mogło spełnić oczekiwań Zełenskiego. Ukraina znajduje się w stanie wojny, musi bronić swoich granic, przyjęcie tego państwo w poczet członków Sojuszu Północnoatlantyckiego oznaczałoby konieczność bezpośredniego zaangażowania pozostałych w ten konflikt. Innymi słowy, stanęlibyśmy przed realnym zagrożeniem wybuchu trzeciej wojny światowej. Nie bez przyczyny, największym „hamulcowym” na szczycie w Wilnie nie była Francja czy Niemcy, a Stany Zjednoczone, na których potędze opiera się całe NATO. Ukraina otrzymała obietnicę uproszczonej drogi do sojuszu po zakończeniu wojny, co na tę chwilę jest realnym planem maksimum, na jaki Kijów mógł liczyć.

Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg zapowiedział stanie po stronie Ukrainy przez cały okres trwania wojny z Rosją. Dodatkowo, po zwycięstwie zapowiedziano udzielenie Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa. Czy jest to równoznaczne z wejściem Ukrainy do sojuszu?
– Ukraina otrzymała gwarancje grupy G7. Najbogatsze państwa świata zobowiązały się do wspierania Ukrainy w reformie tamtejszej armii oraz dostarczeniu jej nowoczesnego sprzętu. Wszystko po to, aby szalę zwycięstwa w wojnie przechylić na korzyść Kijowa. Z kolei NATO ogłosiło, że po zakończeniu wojny Ukraina może liczyć na szybką drogę do członkostwa, a więc otrzyma coś, czego żadne inne państwo nie miało. Polska, Czechy i Węgry, które jako pierwsze z naszej części Europy dołączyły do Sojuszu w 1999 roku, musiały przejść normalną ścieżkę. To pokazuje, jak ważna dla Zachodu jest Ukraina.

Brytyjski minister obrony Ben Wallace kwituje postawę Zełenskiego stwierdzeniem, że „nie jest magazynem Amazona”. O czym świadczy postawa ukraińskiego przywódcy podczas tego szczytu?
– Swoją drogą po szczycie w Wilnie Ben Wallace ogłosił, że zrezygnuje ze stanowiska w rządzie przy najbliższej okazji. Nie będzie też kandydował na posła i w ogóle wycofa się z polityki. Nie widzę tu jednak związku z jego postawą w Wilnie. W litewskiej stolicy prezydent Zełenski otrzymał lekcję twardego realizmu – NATO będzie wspierało Ukrainę sprzętem i pieniędzmi, ale nie zamierza wysyłać swoich żołnierzy do walki z Rosją. Trudno nie zgodzić się z takim stanowiskiem. Przypomnijmy sobie pierwsze dni wojny w lutym ubiegłego roku. Mało kto spodziewał się, że Ukraina otrzyma tak dużą pomoc militarną, finansową i polityczną. Obecnie przyjmujemy to za coś oczywistego, ale przecież wcale tak nie musiało i nie musi być.

Prasa rozpisuje się o 15-letnim mercedesie, którym przywódca Ukrainy przyjechał na szczyt. Ponadto przyrównuje Wilno do szczytu w Bukareszcie. „Bukareszt po liftingu” – taki komentarz można było przeczytać po szczycie w „Rzeczpospolitej”, nie brakuje także komentarzy dotyczących żony Zełenskiego. Czy to jeszcze jest dyplomacja i polityka, czy już tabloidowe przedstawienie?
– Polityka potrzebuje mediów, tak jak media potrzebują polityki. Są to dwa światy nierozłącznie ze sobą sprzężone i od siebie zależne. Zełenski, jako aktor, doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Jego ubiór, sposób poruszania się, słowa, które wypowiada – to wszystko ma oddziaływać na opinię publiczną. I tak się dzieje. Wojnę rozstrzygną żołnierze na polu walki, ale obie strony dobrze wiedzą, że równie ważne jest zwycięstwo w walce o atencję i sympatię mediów. Na szczęście, od początku konfliktu Ukraińcy dominują w mediach. Jest to niespodzianka, bo dotychczas Rosja bardzo sprawnie radziła sobie w medialnych rozgrywkach.

Czy w polityce jest miejsce na emocje?
– Politycy muszą wywoływać emocje – te dobre i te złe, aby utrzymać uwagę opinii publicznej. Jednak sami nie powinni kierować się emocjami. Zwłaszcza w polityce zagranicznej są one złym doradcą. Lepiej poczekać, zobaczyć, jak się sprawy rozwiną i podjąć działania dopiero wtedy, kiedy jesteśmy pewni, że przyniosą one planowany rezultat. Na takiej polityce swoją potęgę zbudowały Wielka Brytania w XIX wieku i Stany Zjednoczone w XX wieku. Taką strategię współcześnie stosują Chiny.

Nawet jeśli tuż za naszą granicą dalej toczy się wojna?
– Polityka międzynarodowa opiera się na przeświadczeniu, że państwa zachowują się racjonalnie. Proszę zobaczyć, co stało się z Rosją – trudno znaleźć sens w działaniach Putina, nie mówiąc już o osiągnięciu jakichkolwiek celów. Jasne, że widząc na ulicy, jak umięśniony zbir atakuje naszego kolegę, chcielibyśmy mu pomóc jak najszybciej. Ale jeśli idziemy ulicą z żoną i dziećmi, to przede wszystkim myślimy o ich bezpieczeństwie. I tak jest z polityką międzynarodową. Obowiązkiem każdego państwa jest zapewnić bezpieczeństwo swoim obywatelom. Dopiero później może próbować pomóc innym.

Szwecja w NATO, to po tym szczycie stanie się rzeczywistością?
– Największa przeszkoda w drodze Szwecji do NATO, a więc Turcja, została pokonana. Ankara nie będzie dalej blokować akcesji. Choć warto pamiętać słowa prezydenta Recepa Erdogana, że Turcja nie będzie spieszyła się z ratyfikacją. Również Węgry odkładają głosowanie. Nie zmienia to faktu, że do końca 2023 roku Szwecja będzie członkiem sojuszu.

Na szczycie był obecny także prezydent Polski Andrzej Duda. Jaką rolę nasz kraj odegrał w Wilnie?
– W stosunku do Ukrainy i sytuacji na Wschodzie Polska realizuje wyważoną i mądrą politykę. Prezydent Duda jest najbardziej poważanym zagranicznym politykiem na Ukrainie, co daje mu silny mandat do udziału w najważniejszych dyskusjach na temat przyszłości naszego wschodniego sąsiada. Ton w Wilnie nadawały Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Niemcy, lecz polski głos był słyszalny. Agresja rosyjska doprowadziła do poważnych zmian w systemie międzynarodowym w Europie i nie tylko, a Polska – jakkolwiek to zabrzmi – może być tego beneficjentem.

Rozmawiała Marcelina Marciniak

Fot. Adam Paczkowski

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.