- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 2221
„Nie zadaję pracy domowej”
Nagrody BohaterON nie przyznają uczniowie, więc powyższy cytat z tytułu artykułu nie miał wpływu na obecność na podium. Arkadiusz Pater, nauczyciel historii z Koszalina, otrzymał srebrnego BohaterONa decyzją m.in. weteranów wojennych, którzy w superlatywach ocenili jego działalność na rzecz… ich samych.
Jesteś jeszcze w miarę „na świeżo” po odebraniu nagrody. Jak wrażenia? Zdążyłeś już ochłonąć?
– Ciężko powiedzieć. Jak się tak zastanowić, to w życiu zdobyłem już trochę nagród. Łącznie będzie ich z kilkadziesiąt, głównie za filmy, ale były też nagrody muzyczne za dokonania z Pampeluną. W przypadku BohaterONa jest trochę inny temat, bo jest to nagroda przyznawana przez ludzi, którzy brali czynny udział w II wojnie światowej. Jest to wydarzenie, o którym od małego dzieciaka uczymy się w szkole i które najbardziej działa na naszą wyobraźnię, bo biorąc pod lupę ostatnie 100 lat, nie było nic większego niż ten 6-letni okres wojny światowej. Na gali więc pojawili się ludzie, którzy żyli w tamtych czasach i wciąż są wśród nas. I przyznają taką ważną nagrodę dla małolata z Koszalina uczącego historii. To mnie rozwaliło. Spotkanie z żywą historią, to było niesamowite.
Udało ci się spotkać kogoś dla ciebie ważnego? Jakąś historyczną postać, wzór, bohatera?
– Na gali było mnóstwo ludzi, kręciło się mnóstwo telewizji, co chwilę wywiady, roszady i gonienie za czymś. Z momentem zakończenia wszyscy się błyskawicznie porozchodzili we wszystkie strony i rozpłynęli. Nie było więc okazji by z kimś porozmawiać. Po gali, kiedy stwierdziliśmy, że to już chyba koniec, poszliśmy z Marcinem Maślanką coś zjeść i skromnie uczcić ten sukces.
No właśnie, Marcin Maślanka – ważna postać. Robisz z nim wspólnie filmy historyczne, byliście na gali razem, ale statuetkę dostałeś tylko ty, jako nauczyciel.
– Tak, ja zgarnąłem nagrodę w tym roku, ale Marcin z Grupą Rekonstrukcji Historycznej „Gryf” otrzymał brąz w zeszłym roku za działania upamiętniające żołnierzy Armii Krajowej oraz za działalność filmową. Byłem z nim na tej ubiegłorocznej gali. A w tym roku to on mnie zgłosił do konkursu i jak się już dwóch historyków dobrało, to tak sobie na te gale jeżdżą. Ostatecznie Koszalin ma aż dwie statuetki, co jest mega wynikiem.
Co sobie myśli odstrzelony wieczorowo Arkadiusz Pater czekający na wyniki? „Lepiej się czuję za kamerą” czy raczej „To mój moment, chłonę wszystko i dziś pozwolę sobie błyszczeć”?
– Ja generalnie lepiej się czuję za kamerą, a ze stresem i emocjami ciężko sobie radzę. Przed werdyktem mój zegarek aż zaczął pikać, ostrzegając, że niebezpiecznie skoczyło mi tętno. Tak naprawdę do samego wyjścia na scenę nie wiadomo, czy dostanie się nagrodę. Gra jest tak skonstruowana, że wychodzi pięć osób z danej kategorii, a przyznawane są tylko trzy nagrody. Wiadomo, być nominowanym to już nieziemskie wyróżnienie. Ale jak człowiek dzień wcześniej pakuje walizkę, pastuje buty i jedzie, to gdzieś tam w głowie ma myśl: „fajnie byłoby coś wygrać”. Nie chciałem wracać z niczym, nie chciałem zostać jedynie z uściskiem dłoni prezesa. Dlatego tak bardzo się stresowałem. Ale miałem też przeczucie, że będzie dobrze. Złoto poleciało do Irlandii, a srebro do Koszalina. Super, że mogłem dostać wyróżnienie w takim konkursie.
Co zadecydowało że otrzymałeś to srebro? Chodzi o twoją działalność jako studio filmowe czy raczej o kanał „Co Za Historia”?
– Zasada jest taka, że trzeba działać i promować historię Polski oraz wiedzę historyczną XX wieku. Z moim kanałem działałem chronologicznie od początków państwa polskiego, ale rzutem na taśmę w tym roku na kanale nagrałem 12 odcinków o I i II wojnie światowej oraz o 20-leciu międzywojennym. Czyli głównie miała tu znaczenie moja dzialalność na YouTubie. Ale filmy, które nagrywam z Marcinem Maślanką również idealnie wpisują się w regulamin imprezy. Było więc pół na pół. Obecnie jesteśmy w trakcie kręcenia 11. filmu pod szyldem „Historie Zapomniane”, kilka ładnych godzin historii na YouTubie już zostawiliśmy.
Zastanawiam się, czy filmiki, które robisz na swój kanał YouTube to twoja perspektywa wydarzeń historycznych, czy może wypełnienie luk, które wypatrzyłeś w programie nauczania?
– Podchodzę do wszystkich odcinków jak do naprostowania mocno zagmatwanych pojęć w podręczniku, chcę w łatwiejszy sposób przekazać wiedzę uczniom. Miałem ogólnie pretensje do konstrukcji podręcznika, w którym cała II wojna światowa ogranicza się do dwóch, trzech tematów, a tej wiedzy jest przecież ogrom. Podczas nagrywania, surowego materiału wyszło mi ponad 4 godziny, skróciłem go do dwóch godzin zegarowych, ale takich naprawdę bitych i z dużym tempem. Ostatecznie przebieg działań II wojny światowej został skondensowany w 1 godz. 40 min i uważam, że został dobrze wyjaśniony. Chciałem, żeby wiedza w moich filmach była ułożona chronologicznie, bo tak jest łatwiej kojarzyć fakty. Podręczniki traktowały II wojnę poprzez poszczególne etapy walk, najpierw opisując front wschodni, potem zachodni, a następnie przechodząc do tego, co działo się w Afryce. Ja z kolei chciałem, żeby uczniowie widzieli, jak rzeczywiście wszystko przebiegało i jakie były zależności. Skoro Niemcy przegrywali na Wschodzie, to nadarzyła się okazja dla aliantów na ataki na Zachodzie. Ma to większy sens.
Jak przypomnę sobie lekcje historii, to nie mogłem się doczekać, kiedy w końcu przejdziemy do tej II wojny światowej, bo jest to tak doniosłe wydarzenie historyczne, o którym z jakiegoś powodu wie się od dziecka. A moi nauczyciele powtarzali, że „wszystko w swoim czasie, jedziemy od początku, bo w historii wszystko z czegoś wynika”. Było to dla mnie wówczas niezrozumiałe tłumaczenie.
– Świetnie, że miałeś nauczycieli, którzy tłumaczyli, że coś wynika z czegoś. Bo rzeczywiście nic w historii nie wzięło się z kapelusza. To prawda, II wojna światowa jest takim mistycznym kanonem historii, na który każdy czeka. Już od 4 klasy każdy by chciał słuchać o Niemcach, Rosjanach i działaniach wojennych. Natomiast do wszystkiego trzeba w swoim czasie dojść. II wojna jest następstwem I wojny, a czemu rozpętała się I wojna? Bez znajomości historii od połowy XIX wieku nie sposób tego zrozumieć. Od kilku lat nowa podstawa programowa przewiduje dla klas 8 rozpoczęcie nauki historii właśnie od II wojny światowej. Młodzież, przychodząc 1 września do szkoły, zaczyna od kampanii wrześniowej. I przez cały rok przerabia się wyłącznie XX wiek. To zmiana w dobrym kierunku.
Zdarza się, że na lekcjach puszczasz uczniom swoje filmy?
– Nie. Nie cierpię siebie oglądać. Zawsze mam te same wnioski, że można to było zrobić 10 razy lepiej, mam tak zarówno z działalnością filmową, jak i muzyczną. Jak zmontuję film, to wysyłam go do Marcina Maślanki i Roberta Dobosza, moich przyjaciół, i proszę ich, żeby powiedzieli, czy całość „siedzi czy nie siedzi”. Jak siedzi, to uploaduję i film jest opublikowany. A jeśli są jakieś uwagi, np. dotyczące literówek, to poprawiam tylko dane fragmenty, bez oglądania całości. Ale przyznaję się, że w tym roku wykorzystuję moje filmy jako pracę domową w celu utrwalenia wiadomości. Mam zasadę, że nie zadaję prac domowych, chyba że mowa o ćwiczeniach zajmujących maksymalnie 5-10 minut. Mówię wtedy, że w tym odcinku mocne jest to i to. Albo że w tamtym odcinku zobaczcie coś innego, niż usłyszeliście na lekcji, zobaczcie i skonfrontujcie wiadomości, spójrzcie z innej perspektywy. Młodzież żyje teraz internetem. Oni z niego nie korzystają, tylko w pełni nim żyją. Więc praca domowa w postaci 10-minut oglądania YouTube’a jest chyba dla nich spoko rozwiązaniem.
Myślisz, że jako nauczyciel historii, nagrywający prace domowe na YouTubie, nadążasz technologicznie za swoimi podopiecznymi? Czujesz, że jesteś na czasie, a może nawet wyprzedzasz ich o krok?
– Nie mam pojęcia. Chciałbym nadążać. Na pewno dzięki filmikom jestem w stanie przekazać nieco więcej wiedzy, niż gdybym opierał się wyłącznie na dyktowaniu czy czytaniu podręcznika. Inna sprawa, że w przypadku II wojny światowej i innych wydarzeń mamy już tak cenne źrodła historyczne jak filmy. Wszystko było nagrywane, ludzie, wywiady, można zobaczyć czołgi w akcji, żołnierzy na polu bitwy, były kamery, korespondenci wojenni, urzędy propagandowe każdego państwa – to jest ogromne źródło. Na lekcji nie dam rady wszystkiego przekazać, każdy temat to co najmniej trzy-cztery godziny mówienia. Dlatego przeniesienie części wiedzy do internetu w postaci filmów jest dla uczniów, moim zdaniem, bardzo pomocne.
A zmieniło się w podstawie programowej nauczanie historii najnowszej? U mnie na historii było trochę o zimnej wojnie, trochę o stanie wojennym, a potem szybko trzeba było przerobić upadek ZSRR, bo wakacje były blisko, a przerób materiału musiał się zgadzać.
– I tak ci zazdroszczę, że miałeś wspomniane tematy w szkole, bo ja nie zdążyłem ich przerobić. Człowiek nigdy nie dojechał do końca podręcznika, więc jego druga połowa była dla mnie czarną magią, z którą żaden nauczyciel nie mógł się wyrobić. Dzisiaj faktycznie podstawa programowa zmieniła się w dobrym kierunku. Po II wojnie światowej mamy dokładnie omówiony PRL, wszystkie wystąpienia, od poznańskiego czerwca aż po stan wojenny i wolne wybory. Historia Polski łączy się z wydarzeniami na świecie. Ósme klasy uczą się dokładnie o zimnej wojnie, Wietnamie, Korei, utworzeniu muru berlińskiego, upadku ZSRR, a kończą tak naprawdę na współczesnych konfliktach, na wojnie z terroryzmem i wejściem Polski do Unii Europejskiej. Więc raz, że nie ma słabych tematów. A dwa, że znając dobrze XX wiek, lepiej rozumiemy teraźniejszość.
Rozmawiał Kuba Staniak
Fot. Archiwum prywatne