- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 2833
,,Dej”, bo mnie się należy
Kiedyś na swoje marzenia oszczędzało się latami - dziś zbiera się w internecie. Odkąd w sieci pojawił się wylew stron internetowych oferujących możliwość założenia własnej zbiórki internetowej, Polacy lawinowo zaczęli je zakładać. Co pokazało, że zamiast oszczędzać wolimy zbierać pieniądze w sieci.
Słowo „dej” w polskim internecie zrobiło niemałą karierę. Ma oznaczać tyle, co „daj”, jednak z małą różnicą, „dej” ma wydźwięk żądania, a nie jak w przypadku „daj” - prośby. Słowo to zapoczątkowało swoją sławę na popularnym serwisie ogłoszeniowym. Ludzie, którzy wystawiali tam przedmioty, żalili się później na osoby, które chciały w sposób bezczelny zdobyć przedmioty za darmo. Najczęściej przy takich próbach wyłudzenia pojawiało się równie słynne ,,mam horom curke”, co miało sprzedających skłonić do oddania, nierzadko drogich przedmiotów, za darmo. Na przeróżnych forach internetowych zaczęto wyśmiewać roszczeniowców i nazywać ich ,,dejami”. Jedni nazywają to ,,januszowstwem”, inni po prostu zwykłym wyłudzeniem. Nie da się jednak ukryć, że internauci stali się roszczeniowi względem sprzedawców, wystawiających oferowane produkty w internecie. Dziś już nie czują skrupułów, żeby żebrać o darmowego iPhone'a czy wakacje. Uważają, że im się to po prostu należy.
Co więcej, swoją popularność zyskały zrzutki internetowe, które lawino młodzi ludzie zaczęli zasypywać swoimi najskrytszymi marzeniami. Dziś już niemodnie jest chodzić do pracy - dziś w modzie jest proszenie innych o wpłaty. Współczesny młody człowiek wybrał ścieżkę na skróty, zamiast iść do pracy liczy, że na jego wakacje zapracują inni. Niewątpliwie wpływ na takie życzeniowe podejście do życia mają inspiracje młodego człowieka. Co jest jego inspiracją? Dziś muzą millenialsów i pokolenia Z są gwiazdy internetu, tak zwani influencerzy. A przecież ci celebryci nie muszą pracować na swoje zachcianki, najczęściej dostają je od sponsorów. Któż by tak nie chciał? Współcześni ludzie chcą mieć tu i teraz. Oszczędzanie na swoje zachcianki może być bardzo praco- i czasochłonne. Dlatego zbawieniem okazały się zbiórki internetowe, które pomagają zrealizować cel szybko i bez własnego wkładu. Dlaczego ludzie wpłacają pieniądze na takie cele? Jak zaznacza pani Wioleta Bryniewicz, dr Instytutu Socjologii Uniwersytetu Szczecińskiego, wynika to z chęci pomocy innym, dzięki której my sami ze sobą czujemy się lepiej. – 28 lat temu powstała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy i tak powoli zaczynaliśmy się uczyć, że dobrze jest pomóc. W ten sposób kupowaliśmy sobie dobre samopoczucie. Łatwiej mi jest wrzucić np. do puszki pieniądze niż iść fizycznie, swój czas poświęcić dla kogoś. Czuję się dobrze, że pomogłam. Oczywiście jest też druga strona medalu. Jeśli są ludzie, którzy chcą pomóc, to będą też i tacy, którzy będą chcieli to wykorzystać.
Nowy sposób na życie
Takiego zjawiska jeszcze kilka lat temu nie było, nikt nie odważyłby się, żeby taki pomysł przyszedł mu do głowy. A dziś wielu chwali się, że potrafi utrzymać się tylko ze zrzutek. Oczywiście, takie zrzutki spotykają się nierzadko z negatywną oceną, udostępnieniem na strony internetowe, które wyśmiewają takie zachowania. Efekt tego jest jednak inny od zamierzonego. Jeśli udostępniamy coś w internecie, nawet jeśli chcemy to wyśmiać, to dajemy temu rozgłos. Każde nasze udostępnienie jest na wagę złota. Takie zrzutki zyskują wtedy większą popularność, dzięki której jeszcze łatwiej będzie znaleźć osobę, która zdecyduje się wesprzeć żebrzących. W końcu, ,,nieważne, jak o tobie mówią, liczy się tylko to, żeby po prostu mówili, a im gorzej mówią, tym korzystniej dla ciebie”. Według dr Bryniewicz zawsze znajdzie się ktoś, kto wesprze takie życzeniowe zrzutki. – Cel dobroczynny może być przez każdego inaczej zinterpretowany. Średnie pokolenie będzie skłonne przekazać pieniądze na jakieś chore dziecko. Za to młody człowiek będzie skłonny wpłacić na zrzutkę jakiegoś rówieśnika np. proszącego o samochód, dlatego że może z nim się w pewnym sensie utożsamić i rozumie jego potrzeby.
Niestety, efekt tego, że pozwalamy na takie roszczeniowe podejście młodych ludzi, może nieść za sobą nieprzyjemne konsekwencje. Już dziś można zaobserwować, jak bardzo ludzie żebrzący w internecie stali się agresywni i ofensywni, na zasadzie „jeśli państwo nie podarujecie tej dacii duster mojej cierpiącej rodzinie, opiszę, w jaki sposób bardzo rozczarowaliście państwo mojego synka”. Takie podejście nie jest rzadkim widokiem. A przecież zrzutki mogą być przydatne, szczególnie jeśli trzeba szybko zebrać pieniądze na operację chorego dziecka albo na odbudowę domu. Niestety, ze względu na wylew zrzutek, te faktycznie wymagające wsparcia giną wśród buszu pragnień i marzeń.
Według Czytelniczki zrzutki mogą być bardzo przydatne. – Rozumiem, że rodzice mogą być zdeterminowani chęcią ratowania swojego dziecka, w sytuacji gdy choroba zmusza do drogich terapii, nierefundowanych przez NFZ. Kochają, więc za wszelką cenę walczą. Realizacji zachcianek nie rozumem. Sama chciałabym mieć na iPhone dla siebie, ale nie mam i też nie oczekuję, że inni zapracują na moją zachciankę – mówi. – Nie mamy pewności, do kogo trafiają pieniądze, które przekazujemy na takich ślepych zbiórkach, tym bardziej nie wiemy, na jaki cel. Już lepiej, w geście altruizmu, pomoc przekazywać choćby fundacjom. Przynajmniej wtedy wiemy, że pieniądze trafiają na prawdziwy cel.
Czarna strefa zbiórek
Internet jest pełen zbiórek, które budzą kontrowersje albo wprost łamią prawo. Zakaz prowadzenia niezgodnych z prawem zbiórek wynika wprost z regulaminów platform i z prawa. Ludzie próbujący wyłudzać pieniądze na zbiórkach nie mogą czuć się bezpiecznie. Każda zbiórka (w szczególności te, na które wpłacane są wysokie sumy) jest weryfikowana. Sprawdza się, czy organizator wydał zebrane pieniądze na cel opisany w zbiórce. Jeśli zbiera się na chore dziecko czy spalony dom, strona do zakładania zrzutek prosi o dodatkowe dokumenty potwierdzające prawdziwość celu. W przypadku, gdy organizator zbierze przy pomocy nielegalnej zbiórki ponad 200 tys. zł, grozi mu od roku do 10 lat pozbawienia wolności. Samo założenie zbiórki i podanie w jej opisie celu niezgodnego z rzeczywistym jest przestępstwem opisanym w art. 286 Kodeksu karnego, za co grozi kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia. Jeśli wystąpi podejrzenie o oszustwo, platforma wstrzymuje wypłaty ze wszystkich zrzutek podejrzanego organizatora. Warto dodać, że niektóre sprawy kończą się w sądzie. W 2018 roku głośnym echem odbiła się sprawa Michała S., który wyłudził niemal pół miliona złotych na leczenie rzekomo chorego syna. W akcję zaangażowało się wiele znanych osób, m.in. Anna i Robert Lewandowscy. Sąd Okręgowy we Wrocławiu skazał Michała S. w marcu 2018 roku na sześć lat więzienia. Wyrok uzasadniał tym, że mężczyzna oszukał ponad 5,5 tys. osób.
Pamiętajmy, że powodzenie danej zrzutki zależy tylko od wpłacających. To my decydujemy, na co chcemy wydać nasze pieniądze. Cel dobroczynny będzie różnie przez każdego interpretowany, każdy ma prawo wydawać swoje pieniądze tak jak chce. Jednak w erze tylu zrzutek giną te, które faktycznie zasługują na naszą uwagę. Prawda jest taka, że bez wakacji można sobie w życiu poradzić, ale bez domu czy w trakcie ciężkiej choroby, już będzie trudniej. Każdy ma prawo marzyć, ale pragnienia smakują lepiej, jeśli sami na nie zapracujemy.
Monika Kwaśniewska
Fot. Archiwum