- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 3289
Drogo, drożej, najdrożej
Zabierz mnie w jakieś luksusowe miejsce – prosi żona. Mąż zawozi ją na stację benzynową. Te i podobne żarty budzą uśmiech. Ale jest to trochę uśmiech przez łzy, bo tankując auto za ponad 300 złotych, podczas gdy jakiś czas temu mieściliśmy się w niecałych 200, można poczuć trwogę. Jest drogo, będzie drożej. Ile wytrzymamy?
– W domu zabrakło cukru. Zwykła rzecz, trzeba iść do sklepu. A że cukru używamy mało, raz na kilka miesięcy widać dno w cukiernicy. Wysłałam męża. Zadzwonił ze sklepu, że cukru nie ma, poszedł do drugiego spożywczego, bo miałam w planach zrobienie ciasta dla mamy na urodziny. Też nie było. Koniec końców, pół kilo cukru pożyczyliśmy od mamy i ciasto było – ze śmiechem opowiada pani Agnieszka. Braku cukru dotkliwie nie odczuje na co dzień, bo ani ona, ani mąż nie słodzą napojów. I wiele podobnych komentarzy pojawiło się przed weekendem w mediach społecznościowych: „nie ma cukru, ale mnie to nie interesuje, bo nie słodzę”, „może nareszcie Polacy zaczną chudnąć, jak nie będą jedli tyle cukru”, „cukier szkodzi, może ludzie w końcu to zrozumieją”. Mąż pani Agnieszki wrócił ze sklepu z informacją (podaną szeptem przez ekspedientkę), że w nowej dostawie cukier może kosztować 15, a nawet 20 złotych za kilogram. „Jak żyć?” – westchnęła, również szeptem. I dodała, że może zabraknąć również soli.
A politycy? Na spotkaniu z mieszkańcami prezes partii rządzącej stwierdził, że cukru jest w bród, a informacje o rzekomo pustych półkach w sklepach spożywczych to mit. – Ciekawe, kiedy ostatnio robił zakupy – zastanawiali się słuchający tych stwierdzeń.
Jest drogo, będzie drożej
Wszystko drożeje, powodów do zadowolenia raczej nie mogą mieć ci, którzy żyją bez cukru, bo jego brak przełoży się na wzrost cen wielu produktów. – Tak przecież było z benzyną – mówi pan Jan. – Jak podrożała, od razu w górę poszło wszystko, i nie mieli z czego cieszyć się ci, którzy jeżdżą rowerami. Bo benzyna to przecież transport, a wzrost ceny transportu to wyższa cena towarów i usług – podsumowuje.
Pani spotkana w kolejce do cukierni z niedowierzaniem spoglądała na ceny ciastek. – Żeby jagodzianka kosztowała 6,50? Zwykła drożdżówki za takie pieniądze? Pytała jakby w przestrzeń, ale wśród stojących za nią klientów szukała zrozumienia dla swojego oburzenia. I łatwo je odnalazła. – Niech pani zobaczy, ile kosztuje chleb – osiem złotych za taki mały bochenek – mówił starszy pan. A co może człowiek zrobić? Nie jeść? Faktycznie, kolejka kupujących świadczyła o tym, że ludzie płaczą i płacą. Choć przecież jeden z ministrów podsunął pomysł, żeby po prostu jeść mniej.
Co zdrożało? Nie da się wymienić poszczególnych produktów, bo wygląda na to, że wszystko. – Za karmę dla psa płacę 1/3 więcej niż dwa miesiące temu – mówi właścicielka czworonoga. Kupuje zwierzakowi karmę przez internet, bo jest taniej niż w stacjonarnym sklepie, ale i tak to coraz większy wydatek. – Kiedyś brało się stówę na zakupy i wracało z wypchanymi siatami. Teraz bierzesz stówę i mało co kupisz – podsumowuje.
Eksperci z zakresu finansów i ekonomii już w czerwcu prognozowali, że największy wzrost cen czeka nas w letnich miesiącach. Zdrożały najbardziej produkty tłuszczowe – aż o 51 procent. Mięso podrożało o 31 procent, pieczywo o ponad 28 procent, a warzywa o 22 procent. Najmniej poszły w górę owoce, chemia gospodarcza i napoje.
Nie marnujmy
Jeść możemy trochę mniej, z pewnością na złe by to wielu z nas nie wyszło, Może wysokie ceny żywności sprawią też, że będziemy mniej kupować, a więc i mniej wyrzucać. Marnotrawienie jedzenia to przecież znak naszych czasów. W 2010 roku w Polsce wyrzucało się rocznie prawie 9 milionów ton żywności, co stawiało nasz kraj na niechlubnym piątym miejscu w Unii Europejskiej (za Francją, Holandią, Wielką Brytanią i Niemcami – dane Eurostatu 2010 – dop. red.).
Nikt nie chwali wyższych cen, ale być może ten wzrost wpłynie nieco na zmodyfikowanie działania naszych domowych budżetów? – Sama siebie łapię na tym, że kupuję za dużo, a potem w panice staram się tak rozporządzać produktami w kuchni, żeby jedzenia nie wyrzucać, ale nie zawsze się uda – robi rachunek sumienia pani Anna, która teraz baczniej zaczęła przyglądać się strumieniowi wypływających z portfela pieniędzy. – Często łapałam się na tym, że korzystając z promocji, kupowałam za dużo, a część z tych zakupów lądowała w koszu, bo po prostu kończył się termin ważności – mówi. – Nie twierdzę, żeby nie korzystać z promocyjnych cen, ale warto do takich zakupów się przygotować. Teraz, kiedy wszystko drożeje, robię wspólne zakupy z mamą i z siostrą. I dzielimy się kupionymi produktami. Mamy więc tańszy towar w trzech gospodarstwach domowych.
Nie tylko żywność
Gdyby drożało tylko jedzenie, dałoby się jakoś spiąć budżet domowy, niestety, podwyżki czyhają na każdym kroku. W górę idzie prąd i gaz, w górę czynsze i opłaty za ogrzewanie, niektórzy martwią się, jak przeżyją kolejne miesiące. – Już od dawna nie oszczędzam, bo nie mam z czego. Staram się z ołówkiem w ręku planować wydatki, ale obawiam się, że niedługo będę musiała wybierać: czy opłacić rachunki, czy kupić na przykład leki – mówi pani Maria, emerytka, żyjąca samotnie. – Wszystko drożeje, najbardziej martwią mnie opłaty, które przecież trzeba zrobić. Nie będę na stare lata narażać się na eksmisję i wizję mieszkania pod mostem – mówi gorzko. Z czego zrezygnuje w pierwszej kolejności? – Z tych małych przyjemności, które sobie robię od czasu do czasu. Lubię poczytać, kupuję książki, ale coraz częściej zastanawiam się nad pójściem do biblioteki zamiast kupować książki. Rodzina wie, jaką literaturę lubię, więc będę liczyć na czytelnicze prezenty na urodziny – śmieje się. – Mam nadzieję, że na rachunki i jedzenie wystarczy mi emerytury.
Ania i Jacek budują dom. Mają po niecałe 30 lat, to poważna inwestycja, na którą wzięli kredyt. – Już dokładamy ponadto, co wzięliśmy z banku – mówią. – Pomagają nam rodzice i z tym wsparciem damy radę zakończyć budowę, ale mamy znajomych, którzy postanowili rozpoczętą budowę sprzedać. Kredyty tak wzrosły, że już wiedzą, ile im zabraknie do spłaty co miesiąc. A tu i materiały budowlane zdrożały, i robocizna, no i ludzi do pracy nie ma za wielu – mówi Jacek.
Do niedawna standardem była budowa domu ponadstumetrowego, dziś – jak mówią specjaliści z branży budowlanej – coraz częściej marzenie o własnym domu zamyka się w 60-70 metrach. Kto ma czas i umiejętności, woli sam, nawet za cenę przedłużenia zakończenia inwestycji, wziąć się za wykończenie własnego domu, żeby zaoszczędzić na fachowcach. Opłaca się budować tym, którzy mają oszczędności. Galopująca inflacja może sprawić, że będą o wiele mniej warte za jakiś czas, niż są teraz. W ciągu ostatniego roku materiały budowlane zdrożały o 30 procent.
Co z wakacjami?
Jechać czy nie jechać – oto jest pytanie. Wiadomo, jeśli ma się odłożone pieniądze, warto z nich skorzystać. Inaczej, jeśli taki urlop nas zrujnuje. Ale przecież po ciężkiej pracy wypoczynek się po prostu należy. – Od wybuchu pandemii koronawirusa nie byliśmy nigdzie – mówi Urszula. – Ograniczaliśmy na co dzień kontakty z innymi ludźmi do niezbędnych, w końcu zachorowaliśmy. Na szczęście, przeszliśmy chorobę łagodnie. A teraz przyszedł czas na chwilę oddechu. Wiemy, że wydamy więcej pieniędzy, niż przypuszczaliśmy pół roku temu, kiedy rezerwowaliśmy wyjazd, ale trudno, trzeba żyć – podsumowuje. Planuje z mężem wyjazd zagranicę. – Wiem, że jest drogo, ale u nas też jest nie za tanio, a przynajmniej będziemy mieli zagwarantowane słońce, czego nie można przewidzieć z myślą o wypoczynku w naszym kraju – mówi. – Zdarzył nam się kiedyś deszczowy tydzień w górach, teraz po prostu nie stać nas na takie ryzyko.
Planują wakacje, obliczając wydatki. Odłożą pieniądze na benzynę, zrobią trochę żywnościowych zapasów, a na urlopie zrezygnują z jedzenia w restauracjach. – Te pieniądze wolę przeznaczyć na zwiedzanie. Zostaną nam wspomnienia – mówi Urszula. – Kto wie, co przyniesie nam kolejne lato...
Kto wie, co przyniesie nam jesień – zastanawia się wiele osób. – Oby dało się przeżyć zimne miesiące bez zbytniego uszczerbku na zdrowiu – mówi pani Maria. Już wie, że może być problem z ogrzewaniem, choć przecież węgla miało nam wystarczyć na kolejne 200 lat...
Joanna Wyrzykowska
Fot. Joanna Wyrzykowska