- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 2119
Życie bez dymka
Każdy palacz zna to uczucie, kiedy odpalając papierosa bierze głęboki wdech, a ciepły dym delikatnie wypełnia płuca. Odrobinę kręci się w głowie, następuje moment odprężenia, nerwy jakby mniejsze i łapie się chwilę oddechu. Że to oddech wypełniony rakotwórczymi substancjami, a po wypaleniu papierosa zostaje mało przyjemny zapach, to przecież zupełnie inna sprawa. Zresztą na coś trzeba umrzeć i do czegoś służą miętowe gumy.
Ludzie dzielą się na tych, którzy palą, palili lub będą palić. Oraz na mało liczną grupę tych, którzy nigdy nie sięgnęli i nie sięgną po papierosa. Jak obliczyli naukowcy, przeciętny palacz żyje o 10 lat krócej niż niepalący, a każdy papieros skraca życie o 11 minut. Brzmi mało zachęcająco. A jeśli doda się do tego informację, że dym tytoniowy zawiera ponad cztery tysiące związków chemicznych, a wśród nich rakotwórcze i toksyczne, można by wysnuć stwierdzenie, że nikt rozsądny z własnej woli nie będzie wdychał trucizny. Niestety, mimo wielu akcji prozdrowotnych, bicia na alarm lekarzy i naukowców palenie papierosów to wciąż duży problem. I – jak dzieje się od lat – po nikotynę sięgają bardzo młodzi ludzie. Nie jest tajemnicą, choć może budzić trwogę fakt, że palenia nie rzuca nawet wielu chorych: czy to kardiologicznie, czy krążeniowo, czy też wprost – z nowotworem płuc. Nikotyna zdaje się rządzić człowiekiem i nie tak łatwo pozbyć się nałogu. To jednak jest możliwe i wcale nie trzeba mieć nie wiadomo jak silnej woli, żeby z paleniem wygrać.
Palę od zawsze…
Waldek zaczął palić jako 15-latek. Dziś ma lat 55 i nie zamierza rzucić papierosów. – Pierwszy papieros był ohydny – wspomina. – Ale udawałem, że mi smakuje. Oczywiście, jak wielu nastolatków, zacząłem palić pod presją rówieśników. Ktoś na podwórku pojawił się z paczką radomskich, schowaliśmy się za garaże i zaczęliśmy palić. Pewnie tak naprawdę nikomu się nie spodobało, ale nie mieliśmy odwagi się do tego przyznać. Bo przecież z papierosem wyglądało się tak dorośle… – wspomina.
Nietypowe dziecięce wspomnienie związane z nikotyną ma Witek, który razem z kolegą palił papierosy przez… pompkę do roweru. – Mieliśmy może po 10 lat – wspomina. – Kolega przyniósł parę papierosów i zapałki. Baliśmy się wdychać ten dym, a że byliśmy na rowerach i mieliśmy pompkę, nadzialiśmy papieros na wlot powietrza i pompując patrzyliśmy, jak się spala. Zabawa była przednia – mówi z uśmiechem. Pompka od papierosów ani nie zzieleniała, ani się nie rozchorowała, może dlatego w wojsku Witek sięgnął po papierosy i sam zaczął palić. I palił przez całe lata. – W tamtych czasach, a były to lata 80., palili wszyscy – wspomina. – Pamiętam, że normą było palenie w pociągach czy w autobusach. W pracy też to było normalne, palił prawie każdy. Kładło się paczkę na biurku i bez problemu druga osoba się częstowała. Trzeba pamiętać, że papierosy wtedy były dość tanie, nikt więc nie pilnował swojej paczki. Dopiero pod koniec lat 90. skończyła się moda na wspólne palenie i powszechne częstowanie. Pewnie dlatego, że papierosy mocno zdrożały.
W latach 90. o nikotynę nie było łatwo. Dziś trudno w to uwierzyć, ale zdarzały się miesiące, że w kioskach dostępny był tylko jeden rodzaj papierosów, i to wcale nie najlepszej jakości. Ale kto chciał, ten palił i takie wyroby. – Była moda na papierosy albańskie, potem kto przyjeżdżał z Warszawy, przywoził stołeczne. Kobiety chętnie paliły carmeny i deesy, a po klubowe i popularne sięgali najczęściej pracownicy fizyczni – wspomina Waldek. – W peweksie kupowało się zagraniczne, ekskluzywne. Można było szpanować na dyskotece – śmieje się. Była też moda na cygaretki, je też kupowało się za dolary.
Witek rzucił palenie po wielu latach, a i tak zajęło mu to jakiś czas. – Kiedyś obudziłem się w niedzielę rano, kompletnie przepalony, bo sobotni wieczór spędzaliśmy imprezowo. I postanowiłem – koniec z papierosami. Z dnia na dzień przestałem palić i bez problemu trwało to jakieś dwa lata – opowiada. – Niestety, miałem wypadek samochodowy i kiedy wyczołgałem się z pogruchotanego auta, sięgnąłem znów po papierosa – wspomina. – Potem, po kilku latach, znów rzuciłem, tym razem na zawsze.
Waldek pali, choć kaszle i sam przyznaje, że chciałby rzucić. – Nie wierzę, że mogłoby mi się to udać. Na coś trzeba umrzeć – śmieje się.
Z lubością nałogowi oddaje się także Anna, ma 60 lat i nie chciałaby, żeby jej wnuki wzięły z babci przykład. – Zaczęłam palić jako nastolatka, potem robiłam przerwy w paleniu, kiedy byłam w ciąży, ale po urodzeniu dzieci wracałam do palenia – opowiada. – Pamiętam swoje oburzenie, gdy planowano wprowadzić zakaz palenia w miejscach publicznych. Wydawało mi się wtedy, że nie będzie można tego wyegzekwować. Jak się okazało – nie było to takie trudne i nawet nam, palącym, jest przyjemniej siedzieć w restauracji, w której nie ma dymu. Ale początki były mało zachęcające – wspomina.
Moda na niepalenie
Zakaz palenia w miejscach publicznych wprowadzono w 2010 roku. Było wielu sceptyków, ale jeszcze więcej osób twierdziło, że takie obostrzenie pomoże im w walce z nałogiem. – Kiedy już nie można było palić w restauracjach, rzuciłam – wspomina Renata. – Na dworze było zimno, a my całą grupą wychodziliśmy z pubu, żeby zapalić. W końcu stwierdziłam, że to bez sensu i postanowiłam rozstać się z papierosami. Było trudno, ale udało się, choć nie bez przeszkód – opowiada.
Nie od dziś wiadomo, że środowisko palaczy w jednej firmie to grupa ludzi doskonale poinformowanych. – Kiedy wychodziło się na papierosa, bo już panował zakaz palenia, był czas na pogaduszki. Życie towarzyskie kwitło, pracownicy z różnych działów umawiali się na wspólnego dymka, plotkowało się i żartowało, te przerwy były naprawdę przyjemne – wspomina Renata. – A gdy postanowiłam, że palenie rzucę, skończyły się towarzyskie pogaduszki, tego mi najbardziej brakowało.
Palenie stawało się po prostu niemodne, a palacze byli w jakiś sposób dyskryminowani. – Pamiętam, że kiedy robiliśmy w domu imprezę, zastanawialiśmy się, żeby nie zapraszać palących – wspomina Renata. – Po pierwsze dlatego, żeby mnie nie korciło, po drugie, żeby w domu nie śmierdziało. Szybko przyzwyczaiłam się do uroku świeżego powietrza.
Byli też tacy palacze, którzy mimo niemody na palenie, zostawali przy swoim przyzwyczajeniu. – Koleżankę zamykaliśmy z papierosami na balkonie. Dostawała słoiczek na niedopałki i średnio co godzinę wychodziła na papieroska. Latem było OK, ale zimą cała ceremonia ubierania się nas – niepalących – drażniła. Ale bardzo ją lubiliśmy i przymykaliśmy oko – mówi Renata.
Skutki niepalenia były pozytywne, ale nie wszystkie. – Utyłam 15 kilo – wspomina Aneta. – Myślałam, że się zapłaczę. I że powinnam znów zacząć palić, żeby schudnąć. Podjęłam prawdziwą walkę – poszłam do dietetyczki i wdrożyłam w życie dyscyplinę. Udało mi się schudnąć, ale od tamtej pory muszę się pilnować – mówi. – Przyjemność zaciągania się dymem zamieniłam początkowo na przyjemność gryzienia twardych cukierków i to mnie zgubiło. Do dziś mam chęć i na jedno, i na drugie.
A co w zamian?
Metody rzucania palenia są różne. Można zamiast rzucić nikotynę – zamienić ją na zdrowsze ponoć (choć obecnie naukowcy są innego zdanie) e-papierosy. – To była dopiero moda – wspomina Agnieszka. – Podobały mi się te oszukane papierosy przypominające długopis, w dodatku w różnych kolorach. Przerzuciłam się dość łatwo, ale potem trzeba było pilnować, żeby e-papieros był naładowany, kupować odpowiednie olejki, w sumie to chyba dla mnie było zbyt skomplikowane i w konsekwencji rzuciłam palenie całkiem. Ale był na elektroniki prawdziwy boom – wspomina.
Parę dobrych lat temu intensywnie reklamowano różne specyfiki farmakologiczne, które miały ułatwiać rzucenie palenia. – Za pomocą tabletek udało mi się rzucić papierosy na dwa lata – opowiada Anna. – I pewnie odniosłabym sukces, gdyby nie zgubne poczucie bezkarności. Któregoś wieczoru, kiedy siedziałyśmy z koleżankami przy winku, pomyślałam, że przecież nie palę i jeden towarzyski papieros mi nie zaszkodzi. I zapaliłam… Niestety, rano kupiłam papierosy. Całkowicie rzuciłam dopiero wtedy, kiedy dowiedziałam się, że urodzi mi się wnuczka. Pomyślałam, że to będzie okropne, jeśli pochylę się nad malutkim dzieckiem i nachucham na nie dymem papierosowym. I po prostu rzuciłam. Udało się, bo wnuczka ma już sześć lat, a ja nadal nie palę – mówi.
Uciążliwe towarzystwo
Nie można palić papierosów w miejscach publicznych, ale to nie oznacza, że ten zakaz obejmuje np. miejskie chodniki. Powszechny zakaz nie dotyczy ani wspomnianego chodnika, ani ulicy. Wyjątkiem są miejsca, które oznaczono wyraźnym znakiem zakazu palenia. Do nieporozumień dochodzi także, kiedy za sąsiada mamy palacza. – Denerwuje mnie, kiedy sąsiad wychodzi na balkon i kopci jak lokomotywa – mówi Anna. – Nic z tym nie mogę zrobić, że prywatne balkony i tarasy nie są objęte zakazem. Mogłabym, oczywiście, próbować walczyć w sądzie, twierdząc, że przez papierosowy dym jestem poszkodowana, ale szkoda zachodu – podsumowuje. – Zastanawiam się tylko, po co sąsiad wychodzi palić na balkon. Skoro mu to nie przeszkadza, niech pali w swoim domu!
Nie można palić w samochodzie, przewożąc inne osoby, chodzi tu o wykonywanie usług, czyli dymka zgodnie z prawem nie puści taksówkarz ani kierowca autobusu. Choć są głosy, że palenie za kierownicą może dekoncentrować i prowadzić do spowodowania wypadku. – To jedno, ale też trzeba zwrócić uwagę, że kierowcy, zamiast do popielniczki, wyrzucają niedopałki za okno, a to jest niebezpieczne – mówi Anna. – Ale to już chyba bardziej o kulturę i o dbałość o środowisko chodzi, nie o samo palenie – podsumowuje.
Jakie są koszty?
Trudno bezpośrednio mówić o kosztach palenia, choć te finansowe łatwo policzyć. I po takim wyliczeniu można złapać się za głowę. Średnio paczka papierosów kosztuje 17 złotych, przyjmijmy, że nałogowemu palaczowi wystarcza na dwa dni. Wychodzi na to, że miesięcznie z dymem puszcza… 255 złotych. A rocznie? To już konkretna kwota – ponad trzy tysiące złotych. Ale prawdziwy koszt to przecież nasze zdrowie. Lekarze alarmują, że palenie przyczynia się do wielu zachorowań – od wspomnianych już problemów z sercem, przez układ krążenia, choroby płuc aż po nowotwory. Oczywiście, szczególnie narażeni na zachorowanie są ci, w których rodzinach zdarzają się ciężkie choroby. Zagrożenie jednak palaczy mało przekonuje. A może niektórych (panie w szczególności) powinno przekonać to, że wśród palaczy szybciej starzeje się skóra, pojawiają się na niej przebarwienia, a zęby żółkną i zachodzą kamieniem. I tu znów możemy mówić o kosztach, bo za utrzymanie młodego wyglądu także trzeba słono zapłacić.
31 maja obchodzimy Światowy Dzień bez Tytoniu. Może warto wykorzystać ten moment na podjęcie nowego wyzwania? Przecież każdy pretekst jest dobry…
Joanna Wyrzykowska
Fot. Magda Pater