- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 964
Bezpieczni nad wodą
W końcu zaczęły się długo wyczekiwane wakacje. Piękna słoneczna pogoda sprzyja wylegiwaniu się na plaży. Tylko jak to zrobić, by nie skończyło się tragicznie? O tym opowie Marek Głuch, pomysłodawca akcji skierowanej do przedszkolaków „Bezpieczni nad wodą”, organizowanej przez szkółkę pływacką z Koszalina i wspomaganej przez Koszalin Centrum Pomorza.
W poniedziałek zakończyła się akcja „Bezpieczni nad wodą”, której jest pan pomysłodawcą. Skąd pomysł na zorganizowanie takiej akcji profilaktycznej dla przedszkolaków?
– Jest to związane z inicjatywą „Lato – Bezpieczne Wakacje”, która idealnie wpisuje się w moje 20-letnie doświadczenie jako ratownika na plaży w Mielnie, a także moją przeszłość jako zawodowego pływaka i obecnego trenera w pływaniu, koordynującego jedną z większych szkółek pływackich w Koszalinie. Czuję się zobowiązany i zobligowany do budowania świadomości wśród młodych ludzi, zwłaszcza jeśli chodzi o bezpieczne zachowanie nad wodą. To już druga akcja, którą przeprowadziłem. Przed pandemią odwiedziłem przedszkola z podobną inicjatywą, którą nazwałem „Mali ratownicy”. Jednak okazało się, że już istniała ogólnopolska akcja Jurka Owsiaka. Postanowiłem więc odróżnić moją akcję od tej już istniejącej. Skupiłem się na istocie spraw, koncentruję się na tym, co jest najważniejsze dla dzieci w ich codziennym otoczeniu. Szczerze mówiąc, uważam, że największa robota, jaką doświadczeni ratownicy mogą wykonać, polega na uświadamianiu i budowaniu świadomości bezpieczeństwa, zamiast reagować bezpośrednio na sytuacje awaryjne. Jest to trudniejsze i bardziej niebezpieczne. Warto poświęcić czas, siły i środki na edukację dzieci, aby wiedziały, jakie niebezpieczeństwa mogą czekać nad wodą – zarówno bezpośrednio na plaży, jak i w zatłoczonych miejscach. Informacje na ten temat nigdy nie są zbyteczne. Dlatego jestem tutaj i promuję także najlepszy sport dla młodych ludzi, jakim jest nauka pływania. Podczas warsztatów z przedszkolakami wyświetlam film, w którym zawarte są esencjonalne zasady bezpieczeństwa, a następnie rozdaję opaski tzw. niezgubki, na których można zapisać numer opiekuna i imię dziecka. Warsztaty trwają około 10-15 minut. Uważam, że taka szybka i intensywna dawka informacji, przeprowadzana corocznie we współpracy z miastem, które wspiera akcję finansowo w zakupie opasek, ma sens i powinna być prowadzona cyklicznie. Na czym mi zależy i do czego będę dążył.
Podczas akcji dzieci na pewno mogły dowiedzieć się wielu przydatnych rzeczy. O czym pan z nimi rozmawiał?
– Zachęcałem dzieci przede wszystkim do korzystania z plaż strzeżonych. Dlaczego? Ponieważ dorośli często kierują się względami organizacyjnymi, wybierając plaże blisko, łatwo dostępne i wygodne według swoich własnych kryteriów. Na plaży strzeżonej możemy zobaczyć, jaka flaga powiewa. Biała i czerwona flaga jest obecnie stosowana, nie ma już czarnej flagi od ponad 30 lat. Biała flaga oznacza, że kąpiel jest dozwolona. Wszystko jest w porządku i bezpiecznie. Natomiast czerwona flaga wskazuje na pewne niebezpieczeństwo, często spowodowane silnym wiatrem i dużym falowaniem. Jednak może się zdarzyć sytuacja, gdzie wizualnie wszystko wydaje się być w porządku. Woda jest spokojna, jest gorąco, ciepło, ale czerwona flaga sygnalizuje, że coś jest nie tak. Mogą to być groźne sinice dla układu pokarmowego lub bakterie, które mogą wyrządzić szkody w organizmie. Wtedy nigdy nie wchodźmy do wody. Warto już od najmłodszych lat uświadamiać dzieci, że czerwona flaga oznacza, że ratownik nie odpoczywa z nogami do góry i nie dłubie w nosie, ale że coś jest na rzeczy i należy być ostrożnym. Przypominam również dzieciom, dokąd mogą pływać. Kiedyś u nas było przyjęte, zanim weszliśmy do Unii Europejskiej, że czerwona boja oznaczała miejsce, dokąd mogli pływać dorośli, a żółta była dla dzieci. Teraz jest na odwrót. Czerwona jest strefą płytką – dla dzieci, a żółta głęboką. Wyczulam przedszkolaki również na to, żeby nigdy nie wchodziły same do wody. Zawsze obok musi być osoba dorosła.
Czyli można stwierdzić, że do zorganizowania takiej akcji profilaktycznej zainspirowało pana własne doświadczenie i obserwacje niechlubnych zachowań turystów nad wodą?
– Tak, moje obserwacje są zgodne z moim doświadczeniem oraz z tym, co odnotowujemy w dziennikach ratowniczych. Dziennik ratowniczy służy do rejestrowania zdarzeń, liczb i prowadzenia statystyk. Najczęściej na plażach dochodzi do zaginięć dzieci. Wbrew powszechnemu przekonaniu nie gubią się trzylatki, a raczej starsze dzieci w wieku sześciu, siedmiu lat. Mają one wiele pomysłów, są bardziej ruchliwe i mobilne. Często dochodziło do takich sytuacji, jak słynny incydent, który miał miejsce w niedzielę, nie będę podawał dokładnego roku, na głównej plaży w Mielnie. W ciągu jednego dnia zagubiło się tam ośmioro dzieci. Była słoneczna pogoda, dużo ludzi na plaży. Rekordzista nie mógł zostać odnaleziony przez siedem godzin. Nie chciałbym znaleźć się w sytuacji ani rodziców, ani tego dziecka. Zaginięcia na plaży to nie jest nowe zjawisko. Ono corocznie się powtarza. Dlatego podczas moich warsztatów rozdaję opaski „niezgubki”, bo zależy mi na tym, aby ludzie mieli świadomość, że taka sytuacja może się zdarzyć szczególnie na plaży, gdzie jest tłum ludzi i wszystkie parawany wyglądają podobnie. I ja wiem, że wydaje nam się, że poświęcamy wystarczającą uwagę naszym dzieciom, ale czasami jedna chwila nieuwagi może skutkować utratą dziecka z pola widzenia. My idziemy w prawo, a ono skręca w lewo i nagle już go nie widzimy. Wtedy zaczynają się problemy, prawda? Dlatego warto mieć tę opaskę. Trudno oczekiwać od dzieci w wieku sześciu czy siedmiu lat, żeby pamiętały numer telefonu rodziców. Podczas warsztatów dopytywałem dzieci, czy pamiętają numer, zazwyczaj tylko niewielki odsetek, jedna osoba na 25, potrafiła go samodzielnie przywołać. A proszę sobie wyobrazić sytuację kryzysową, kiedy pojawia się stres, emocje. Wtedy takiemu dziecku będzie jeszcze trudniej przypomnieć sobie numer rodzica.
Jakie jeszcze błędy, które mogą skończyć się tragicznie, popełniają Polacy nad wodą?
– Przede wszystkim przeceniają swoje umiejętności i nadużywają alkoholu. Tak to już jest w Polsce, a szczególnie w Mielnie, czyli na polskiej Ibizie, alkohol odgrywa istotną rolę i zaczyna się pewnego rodzaju brawura. Często słyszymy, że ktoś wypił tylko jedno czy dwa piwa, podczas gdy stan faktyczny był zupełnie inny. Przeceniamy swoje umiejętności i zdolności. A morze nie wybacza takich błędów. Mimo że atmosfera wydaje się być wspaniała, słoneczna, woda ciepła, a fale stworzone specjalnie do zabawy, to pod powierzchnią wody kryje się pewne niebezpieczeństwo. Tam mogą być głębsze miejsca i występować wiry oraz prądy wsteczne. Umiejętności przeciętnego pływaka mogą okazać się niewystarczające, by samodzielnie poradzić sobie w takiej sytuacji. Wydaje się, że alkohol i brawura są głównymi przyczynami 80-90% wypadków na polskich plażach.
Mam jednak nadzieję, że to tylko wyjątki. Czy uważa pan, że nasze społeczeństwo jest dobrze wyedukowane na temat bezpieczeństwa nad wodą?
– Jako doświadczony ratownik pracujący na plaży czuję się zawiedziony. Mam bogate doświadczenie, zarówno jako ratownik, jak i jako turysta, spędzając czas na plażach w różnych częściach świata, takich jak Włochy, Hiszpania czy Anglia. Tam, jeśli coś jest zakazane, to jest naprawdę zakazane. Jednak jako naród jesteśmy romantyczni i często działamy impulsywnie. Wydaje nam się, że zakazy istnieją po to, żeby je łamać. Mamy także przekonanie, że skoro zapłaciliśmy i przyjechaliśmy z daleka, to mamy prawo wejść do wody bez względu na flagę. Co z tego, że woda ma zaledwie 11 stopni? Jest gorąco, więc wchodzimy na pełnej petardzie. Niestety, nie wygląda to tak, jakbym ja, jako ratownik, sobie tego życzył.
W takim razie jakie przesłanie lub porady dotyczące bezpieczeństwa nad wodą chciałby pan przekazać społeczności?
– Korzystajmy z życia w pełni, ale zawsze zachowujmy rozwagę. Niech za każdym razem towarzyszy nam pytanie, czy spełniliśmy wszystkie warunki bezpieczeństwa wokół nas. Jeśli mamy do czynienia z jeziorem bez ratowników lub z rzeką, powinniśmy zastanowić się więcej niż raz, czy nasze decyzje są odpowiedzialne. Pamiętajmy również o tym, że Bałtyk stanowi niebezpieczny obszar wodny ze względu na niskie zasolenie w porównaniu do innych akwenów, takich jak Morze Śródziemne czy oceany. Można powiedzieć, że Bałtyk przypomina w pewnym sensie jezioro pod względem zasolenia. Jednak właśnie zasolenie wiąże się z wypornością, a brak odpowiedniej wyporności, charakterystycznej dla Bałtyku, prowadzi do sytuacji, w których tragedia może się wydarzyć znacznie szybciej niż na przykład na Morzu Czarnym, gdzie utonięcie jest trudniejsze. Co więcej nasze morze jest stosunkowo płytkie, co powoduje częste fale. Fale następują jedna po drugiej, brakuje też stabilnej wyporności, co stwarza potencjalne niebezpieczeństwo. W związku z tym, jako ratownicy, musimy stale monitorować sytuację i utrzymywać bezpośrednią obserwację. Musimy patrzeć bezpośrednio na ludzi, ponieważ istnieje bezpośrednie zagrożenie.
Rozmawiała Monika Kwaśniewska
Fot. Archiwum prywatne