- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 2007
Wiadukt runął na ruchliwą ulicę
Czwartek, kwadrans po godzinie 16. Szczyt komunikacyjny. W związku z wieloma remontami kierowcy szukają alternatywnych dróg powrotu do domu z pracy. Jedną z takich opcji jest ulica Batalionów Chłopskich. Mimo że trwa rozbiórka wiaduktów, to tę właśnie drogę zostawiono otwartą. Nagle most runął. Tylko cud sprawił, że nikt nie zginął.
Amatorskie nagrania są przerażające. Na jednym widać, jak dwa buldożery uderzają w pierwsze przęsło, to bliższe ulicy Franciszkańskiej. Podtrzymujące słupy się przewracają, co powoduje efekt domina. W kilka sekund leży cały wiadukt. Z poziomu ulicy, z kamery samochodowej, wygląda to jeszcze gorzej. Widać, że sekundy dzieliły od tego, aby auta znalazły się pod zwaloną konstrukcją. Historią żyje cały Koszalin, sprawa osiągnęła rozgłos ogólnopolski.
Jak do tego doszło?
Można przypuszczać, że nad wiaduktami w ciągu alei Monte Cassino ciąży fatum. Konstrukcje są stare, a przez lata stanowiły część trasy dla ciężarówek, bo wchodziły w przebieg drogi krajowej. Mimo wielu prób reanimacji, milionowych remontów, które miały przedłużyć żywot konstrukcji, władze miasta na podstawie ekspertyz podjęły w marcu 2020 roku decyzję o całkowitym zamknięciu wiaduktu. Miasto Koszalin nie miało środków, aby od razu rozpocząć proces wyburzania, a potem budowy nowej konstrukcji. Taka możliwość pojawiła się, kiedy z pomocą przyszedł rząd. W przetargu wybrano konsorcjum firm z liderem Intop Skarnieszewice. Do końca bieżącego roku mosty miały być rozebrane, a do końca roku 2022 wybudowane nowe według projektu wykonawcy. Całość inwestycji wyniosła blisko 36 milionów złotych. O dziwo, na czas robót zamknięto ulicę Dąbrowskiego, biegnącą pod wiaduktami, ale otwartą dla ruchu zostawiono ulicę Batalionów Chłopskich. Dla mieszkańców Koszalina to skandal. Nie ukrywają tego w komentarzach internetowych. Prace rozbiórkowe rozpoczęto właśnie od ulicy Dąbrowskiego. Konstrukcję planowano rozbierać etapami, przęsło po przęśle. Kiedy doszłoby do rozbierania przęsła stojącego bezpośrednio nad ulicą Batalionów Chłopskich, ulica zostałaby zamknięta. Miało to zająć dzień, maksymalnie dwa – tak zapewniały służby prasowe prezydenta Koszalina i dyrekcja Zarządu Dróg i Transportu.
Szok i niezręczne wypowiedzi
Na miejscu katastrofy szybko pojawiły się służby, a także urzędnicy. Prezydent Piotr Jedliński przebywał w tym czasie na urlopie. Strażacy przebadali teren specjalnymi urządzeniami, które nie znalazły ofiar przygniecionych przez wielotonowe betonowe bloki. Zniszczeniu uległ, na szczęście pusty, samochód zaparkowany pod mostem. Jak przyznała jednak komisarz Monika Kosiec z Komendy Miejskiej Policji w Koszalinie, stuprocentową pewność co do braku ofiar będzie można mieć po podniesieniu wszystkich elementów. Kilka godzin po katastrofie głos zabrał zastępca prezydenta Andrzej Kierzek. – Cały most się ładnie złożył i leży na ziemi. Wykonawca miał zatwierdzony cały projekt rozbiórki wraz z organizacją ruchu i wszystko realizował zgodnie z tymi dokumentami, ale życie pokazało inaczej – stwierdził zastępca prezydenta. Na temat otwartej dla ruchu ulicy Batalionów Chłopskich mówił zastępca dyrektora Zarządu Dróg i Transportu Marcin Żełabowski. – Tak się te obiekty rozbiera. Sukcesywnie przęsło po przęśle. Doszło jednak do takiej sytuacji, że obiekt nie wytrzymał naporu. Nikt tego nie przewidział, nie było to planowane. Miało być inaczej, stało jak się stało – mówił. Po kilku dniach, kiedy z urlopu wrócił prezydent Jedliński, przeprosił za słowa swojego zastępcy o złożeniu się mostu. – Słowa te były spowodowane olbrzymim stresem – tłumaczył prezydent. Jednocześnie zwrócił się do prokuratury o uznanie miasta Koszalina jako pokrzywdzonego w sprawie. Dodał, że to wykonawca projektuje organizację ruchu i określa, które ulice należy zamknąć. – Jeśli wykonawca stwierdziłby, że ten ruch trzeba zamknąć, to tak by się stało – powiedział Piotr Jedliński.
Była presja
Faktem jest, że po Koszalinie jeździ się źle. Zamknięty wiadukt, nałożenie się wielu remontów, do tego ulica Dąbrowskiego oraz ewentualnie Batalionów Chłopskich. Jak przyznał w radiowym wywiadzie zastępca prezydenta Andrzej Kierzek, była presja, aby ulicę Batalionów Chłopskich utrzymać jak najdłużej przejezdną. Kto i na kogo wywierał taką presję – nie wiadomo. Można się domyślać, że kierowcy wylewaliby swoje żale na władze, że po Koszalinie nie da się jeździć. Oficjalnie jednak to wykonawca opracowuje organizację wokół terenu robót. Czy był przymuszany w jakiś sposób do tego, aby zostawić otwartą Batalionów Chłopskich – będzie badała prokuratora.
Prokurator działa
Do zbadania będzie wiele innych wątków. Wylicza je Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej. – Sprawdzimy czy nie doszło do złamania paragrafu mówiącego o przestępstwie polegającym na sprowadzeniu zdarzenia powszechnie niebezpiecznego. Przesłuchano już świadków, kierownika budowy, kierownika robót rozbiórkowych oraz operatorów maszyn. Na kimś musiał ciążyć obowiązek występowania z wnioskami o zgodę na organizację ruchu. To będzie jeden z przedmiotów śledztwa – mówił. Prace, oczywiście, zostały wstrzymane do odwołania. Na miejscu zjawili się przedstawiciele Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Według pierwszych oględzin stwierdzono, że powodem katastrofy był błąd wykonawcy polegający na rozbiórce od strony przyczółku. Wojewódzki inspektor wystąpił o ukaranie kierownika budowy, kierownika robót i inspektora nadzoru. Wydał także postanowienie obligujące prezydenta Koszalina do wykonania w ciągu miesiąca ekspertyzy, dotyczącej planowanego zabezpieczenia terenu oraz wyboru metody rozbiórki drugiej nitki wiaduktu. Prezydent Jedliński chce tę metodę skonsultować z jedną z polskich uczelni technicznych. Zapowiada, że taka ekspertyza powstanie szybciej niż w 30 dni. Jednocześnie zapewnia, że data 31 grudnia 2022 nie zmienia się jako termin oddania nowo wybudowanych wiaduktów.
Mateusz Prus
Fot. Magda Pater