• Kategoria: News
  • Odsłony: 2272

Minimalizm w życiu i w szafie

Czasem otwieramy szafę i z powodu sporej ilości ubrań - zupełnie nie wiemy, co dzisiaj założyć. Czasem sprzątając, irytujemy się, bo kolejny raz musimy odkurzyć niezliczone „pamiątki z podróży”, a nowego rewelacyjnego kubka do kawy nie ma gdzie postawić.

W dodatku oglądamy reklamę pewnej sieci sprzedającej używane rzeczy, która mówi, że zrobimy w ten sposób miejsce na… nowe rzeczy, które też tam kupimy. Co prawda, używane, jednak – rzeczy. Wtedy rodzi się w nas myśl, że… może coś definitywnie wyrzucić. Często zamiar kończy się po prostu przestawieniem rzeczy, przełożeniem ubrań z jednej półki na inną, zmianą konfiguracji mebli. Oczywiście, nic to nie daje, bowiem liczba otaczających nas przedmiotów nie zmienia się. Wtedy powinno się pojawić hasło – minimalizm.

Minimalizm to nic innego jak ograniczenie do niezbędnego minimum wymagań, potrzeb, a nawet dążeń. I nie tylko na wyrzucaniu rzeczy rzecz polega. W ujęciu filozoficznym to przewartościowanie priorytetów, tak aby na stałe pozbyć się i nie gromadzić zbędnego dobytku, przekonań, zachowań, zwyczajów i czynności. Należy odrzucić wszystko to, co nie przydaje naszemu życiu wartości, zaś skupić się na tym, co je wzbogaca. Nie należy jednak mylić minimalizmu z np. ascetyzmem, który jest dobrowolnym wyrzeczeniem się dóbr, wartości, przyjemności, a zwłaszcza aktywności życiowych w celu osiągnięcia świętości, czystości, doskonałości duchowej itp. Czasem jest to wyrzeczenie się nawet snu czy jedzenia. Minimalizmem nie jest także okresowy post związany z niektórymi religiami.
Oczywiście, niezmiernie trudno jest określić, co jest nam niezbędnie potrzebne – ile par butów, ile majtek, talerzy, ręczników itp., by życie nie stało się udręką. Wszak mamy je tylko jedno. Z grubsza jest to jednak możliwe. Potrzebna tylko pewna dyscyplina.

Ograniczamy
Jest kilka sposobów na ograniczenie „przyrostu” ubrań, kubków, patelni i innych przedmiotów. Niestety, wszystkie są trudne w zastosowaniu. Leo Babauta, założyciel i twórca znanego na całym świecie bloga Zen Habits oraz autor książki „Minimalizm. Żyj godnie z filozofią minimalistyczną” określił jego pięć zasad. Są to: pozbądź się zbędnych rzeczy, określ to, co jest dla ciebie ważne, wszystko musi być istotne, wypełnij życie radością i szczęściem, obserwuj i poprawiaj.
Na minimalizm w domu inni doradcy mają z kolei kilka sposobów: uporządkuj przestrzeń, nie dubluj rzeczy, zrezygnuj z ozdób na stołach, półkach i ścianach, nie przesadzaj z kolorami i fakturami, dokonaj selekcji ubrań i obuwia. W tym przypadku warto przyjrzeć się profesjonalnym poradom dotyczącym urządzania wnętrza albo… rozejrzeć po mieszkaniach znajomych. Jeszcze lepiej, jakby to byli Japończycy lub Skandynawowie, bo ich mieszkania to gotowy przepis na minimalistyczne urządzenie wnętrz. Do zasad minimalizmu u nas nawiązuje trwająca już kilka lat moda na szarości i biele na ścianach, sprzęty metalowo-szklane, brak firanek i ciężkich, wzorzystych zasłon w oknach, zastąpionych roletami, nagie podłogi bez kobierców, proste meble.
Jak jednak zacząć przygodę z minimalizmem, kiedy szkoda nam każdej bluzeczki, nieco znoszonej, ale jeszcze dobrej lub tej sukienki, co prawda nagle przyciasnej, ale przecież kiedyś schudniemy? A ten wspaniały, mięciutki dywan w tureckie wzory i kolekcja zielonych butelek po winie? No, i co zrobić z książkami, które już się nigdzie nie mieszczą, lecz przecież książek się nie wyrzuca!

Mądre rady
W internecie znajdziemy mnóstwo blogów, których autorki i autorzy prześcigają się w poradach, jak zacząć i wychwalaniu życia w minimalizmie. Są też pięknie wydane, wcale nie minimalistycznie książki. Wiele z nich powiela te same rady i porady, ale coś tam można wyczytać. Na przykład, by zacząć przygodę z prostotą – wyrzucać codziennie jedną rzecz. Oczywiście, „wyrzucać” to sprawa umowna. Co się komuś może przydać – oddajmy w dobre ręce, a książki do biblioteki. Można tak wyrzucać do uwolnienia przestrzeni, można proces przyśpieszyć – codziennie zwiększając liczbę wyrzucanych przedmiotów. Tylko od czego zacząć? Już podpowiadamy: stare aparaty fotograficzne, telefony oraz ich okablowanie i baterie, nieaktualne czasopisma (nigdy do nich nie wracamy), zepsute zabawki, torebki, buty, zdekompletowane gry planszowe i różne układanki, kubki, z których już dawno nikt kawy nie pił, wszystkie naczynia zaplamione, wyszczerbione, pęknięte, prezenty oraz własne zakupy będące pomyłką, rachunki i rozliczenia starsze niż pięć lat, sztuczne kwiaty. To dopiero początek, wstęp do porządku, ale pozwoli nam się uporać z myślami, że może nie damy sobie rady bez pewnej liczby przedmiotów wokół nas.
Można zastosować zasadę – jedno wchodzi, jedno wychodzi, co da się odnieść zarówno do liczby patelni (naprawdę każda do innej potrawy?), ubrań, jak i kosmetyków oraz torebek i walizek.
Można też wziąć udział w wyzwaniu ubraniowym zwanym „Projekt 333”. Tworzymy tzw. szafę kapsułkową. Z dużej szafy wybieramy 33 ubrania, nosimy je (i tylko je) przez trzy miesiące. W tej liczbie muszą się zmieścić odzież, torebki (plecaki), buty, bielizna. Czy to się da? Z lektury kilku blogerek wynika, że się da. Trzeba tylko się pozbyć przyzwyczajeń, że musimy codziennie wkładać na siebie coś innego. Konieczne jest umiejętne zestawienie garderoby, by tworzyć różne kombinacje i mieć czas na ich wypranie. Albo się tym w ogóle nie przejmować i chodzić w jednych dżinsach do ich ubrudzenia, zaś, jak pisała jedna z blogerek - wolne miejsce na wewnętrznym dysku zajmowane dylematami „w co się ubrać” i „jak dziś wyglądać” przeznaczyć na inne, ciekawsze tematy przemyśleń. Inna znalazła wreszcie swój styl.
Są jeszcze inne pomysły. Na przykład, kto zaś chce zostać rasowym maksymalistą, powinien doprowadzić stan swojego posiadania do nie więcej jak 100 przedmiotów. Są tu jednak różne „wytyczne” - ta niezbędna liczba, w której oczywiście musi się zmieścić nie tylko odzież, portfel, klucze, telefon, meble, ale i czajnik oraz kubek może wynosić nawet do 1000 przedmiotów.
Doskonałym sprawdzianem, co naprawdę jest nam niezbędne, jest przejrzenie zawartości walizki po powrocie z kilkudniowego wyjazdu. Z ilu rzeczy w ogóle nie skorzystaliśmy? Ilu nawet nie wyjęliśmy z walizki?
Podobno przeciętna liczba odzieży (bez butów i bielizny) kupowana przez ludzi na świecie w ciągu roku to 50 sztuk. Dużo? Policzmy skrupulatnie swoje zakupy w minionym roku…

Powstrzymaj się
A jak nie kupować kolejnych rzeczy? W minimalizmie trzeba przecież umieć wytrwać, nim wejdzie nam w nawyk. Na początek wypiszmy się ze wszystkich newsletterów z internetowych sklepów. Jak będziemy czegoś potrzebować – znajdziemy je z pewnością. W czasie reklam telewizyjnych, których hasłem przewodnim jest jedno: „musisz to mieć”, lepiej wyjść na balkon, zrobić herbatę, pogłaskać kota. Gazetki reklamowe zapychające skrzynkę pocztową – wyrzucać bez przeglądania. Po duże zakupy, zwłaszcza spożywcze, wychodźmy z listą. To się znakomicie sprawdza, szczególnie teraz, w nadchodzącym okresie przedświątecznych szaleństw zakupowych.
Czy to oznacza, że docelowo minimalista powinien spędzać czas w oczyszczonym ze wszelkich mebli i sprzętów domu, siedząc w kucki na gołej podłodze, pod wkręconą w zwykłą oprawkę żarówką, popijając kawę mieszaną łyżką do zupy z jedynego kubka i czekać, aż wyschną mu jedyne skarpetki oraz spodnie? Jak ktoś ma takie potrzeby, to proszę bardzo. Jednak minimalizm nie ma ograniczać. Ma być tylko narzędziem, które sprawi, że wyeliminujemy z życia i otoczenia to, co powoduje natłok, ogranicza swobodę, odbiera spokój (kto ma mało, mało może stracić). Za to ma zrobić miejsce na to, co sprawia nam przyjemność. Nie chodzi bowiem o to, by wszystko wyrzucić, a tylko to, czego nie potrzebujemy, co jest zbędne i stoi/leży nieużywane. Minimalizm to także korzystanie z każdej rzeczy, którą się ma, a nie przechowywanie jej „na wszelki wypadek”.

Pandemia nie pomogła?
Wydawać by się mogło, że ostatnie dwa pandemiczne lata znakomicie się przyczynią do zahamowania konsumpcjonizmu, do zrozumienia, co jest naprawdę ważne w życiu, do czerpania zadowolenia nie z ilości dóbr, ale na przykład z kontaktu z drugim człowiekiem. Brak takich możliwości bywał w czasie lockdownu prawdziwym dramatem dla rodzin. Chyba jednak nic takiego na razie nie zaszło, sklepy po chwilowej ciszy są już pracowicie zapełnianie setkami świątecznych artykułów. Z półek wysypują się absolutnie nam zbędne lśniące łańcuchy, dziesiątki mikołajów, reniferów, śnieżynek we wszystkich rozmiarach i kolorach. Wydamy na to krocie, by potem upchnąć w pudłach do następnych świąt albo… wyrzucić.
Może w tym roku nie dać się złowić reklamom, nie kupić ani jednego mikołaja, pudełka bombek i ozdób mających nam stworzyć świąteczną atmosferę? Przecież mamy pudła tych dóbr z ubiegłego roku…
Trzeba jednakże powiedzieć, że minimalizm to także wybór. Nie każdemu odpowiada – przyznajmy to – nieco chłodny wystrój popielato-szklanego domu, brak obrusów w kratkę i szydełkowych serwetek w pawie pióra. Nie każdy lubi proste ubrania bez falbanek, marszczeń i wzorów. Ale w tym przypadku także można być minimalistą – np. ograniczając liczbę owych serwetek, a barwne, haftowane ciuchy zakładać więcej niż jeden raz.

Dana Jurszewicz

Fot. Magda Pater

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.