• Kategoria: News
  • Odsłony: 5575

Skąd się wzięła studniówka?

Studniówka to bal uczniowski na 100 dni przed maturą. Dlaczego akurat sto dni? To czas karnawału (styczeń-luty), poza tym nieźle brzmi. A owe 100 dni do egzaminów dają czas, żeby nawet niezbyt przykładający się do nauki uczeń doszedł do wniosku, że skończyły się żarty i przysiadł fałdów, aby maturę jednak zdać.

Wobec faktu, że bale maturalne odeszły w niepamięć – studniówki można zaliczyć do rytuałów przejścia, od zawsze obecnych w życiu wszystkich społeczności. To rzeczywiście granica między młodzieńczością a dorosłością. Nawet, jak nie zdamy matury, do szkolnej ławy już nie wrócimy. Jesteśmy chyba jedynym krajem, w którym ten rytuał odbywa się jeszcze w czasie trwania nauki, a nie po zdanych egzaminach i oficjalnym zakończeniu tego etapu edukacji. Nie bez przyczyny egzamin maturalny nazwano egzaminem dojrzałości. Do lat 70.-80. ub.w. uczniowie żegnali się z młodością na balu maturalnym, zwanym jeszcze wcześniej komersem. I to był ten pierwszy dorosły bal – w wieczorowych strojach, z osobą towarzyszącą. Dzisiaj nastąpiło przesunięcie w czasie – rolę studniówki zaczynają pełnić „połowinki” (w połowie czasu szkolnej edukacji) a komersu – studniówka.

Początków studniówek należy szukać w czasach, gdy upowszechniła się matura, czyli egzamin kończący naukę w szkole średniej. A stało się to w Prusach w 1812 roku. Z czasem egzamin ustny i pisemny zaczął obowiązywać na całym terenie Polski, oczywiście pod zaborami. Bale także organizowano na 100 dni przed egzaminem. Czy nazywały się studniówkami i jak wyglądała organizacja – nie wiadomo. Może były takie wystawne, jak dzisiejsze, a może skromniejsze, jak te do lat 80. ub.w. w PRL. Wówczas bowiem odbywały się w murach szkolnych, sale gimnastyczne lub świetlice dekorowali uczniowie, a sałatki, ciasta i mięsa przygotowywali rodzice. Sami uczniowie organizowali występy, popisy, konkursy. Stroje były szyte samodzielnie, czesano się w domu. No i nikt nie zadzierał spódnicy, by pokazać czerwone podwiązki, które nie wiadomo dlaczego są obecnie obowiązkowe. O drugim obowiązku, czyli czerwonej bieliźnie, nikt nawet nie wspominał, bo to była sprawa zbyt intymna. Nie było też mowy o farbowaniu włosów ani zbyt wystrzałowych, ekstrawaganckich fryzurach.
– Od mojej studniówki minęło już 50 lat i wyglądała zupełnie inaczej niż dzisiejsze – wspomina pani Bożena. – Przede wszystkim organizowano je w szkole. I nie zajmowały nas tak bardzo fryzury, suknie, bo mieliśmy dużo pracy, by wszystko przygotować. W szkolnej świetlicy były tańce, na holu i korytarzu stały stoły z jadłem i napitkiem. O alkoholu nie było mowy. Jedna ekipa dekorowała salę i korytarz, druga ustawiała stoły i wypożyczone ze stołówki naczynia, inna dbała o program artystyczny – muzykę, konkursy, itp. Jedzenie przygotowały mamy z tzw. trójki klasowej. Stroje były dowolne, pod warunkiem że w szkolnych barwach – granat, czerń i biel. Ja miałam długą czarną spódnicę i białą, ale bardzo ozdobną bluzkę. Na koszty składaliśmy się wszyscy równo, bez względu na to, czy ktoś przyszedł z parą czy sam. Bawiliśmy się niemal do białego rana. Ale nie był to nasz ostatni bal, bo po egzaminie dojrzałości był ten maturalny i zgodnie z ówczesnymi zwyczajami – już „dorosły”, poza szkołą.

I LO im. Stanisława Dubois w Koszalinie jest ostatnią szkołą w mieście, która organizuje studniówki na terenie placówki. – Tak było od zawsze – przyznaje Rafał Janus, dyrektor szkoły. – Niestety, w tym roku musimy odstąpić od zwyczaju i studniówkę planujemy gdzie indziej. Powodem jest pandemia. Taka impreza jest ogromnym wysiłkiem organizacyjnym, a teraz dochodzą względy bezpieczeństwa sanitarnego, klasy uczą się zdalnie, są wciąż kwarantanny, spore nieobecności i uczniów, i nauczycieli. Jednak kiedy sytuacja wróci do normy, i my wrócimy w swoje progi. Studniówka w szkole to zupełnie co innego niż zabawa w lokalu. Przecież uczniowie chodzą tam na dyskoteki i imprezy, to żadne wydarzenie. A to koniec pewnego etapu, zwieńczenie lat nauki, przebywania w grupie. My przez lata wypracowaliśmy pewne rytuały, np. zdjęcia klas w określonych miejscach, konkursy klasowe na układy taneczne do poloneza. To także budowanie odpowiedzialności, bo uczniowie brali udział w przygotowaniach. W lokalu się płaci i przychodzi na gotowe. Jest też wygodniej. Rozumiem, że szkoły wychodzą na zewnątrz, bo nie wszystkie mają warunki, a to zwykle duża impreza. Moja studniówka? Była w 1975 roku i była zgodna z ówczesnymi rytuałami. Inne były stroje, trwała do ok. 1 w nocy, bo prawdziwy bal to był maturalny.
Studniówki z latami obrosły w rytuały. O czerwonych podwiązkach i bieliźnie była już mowa (tę samą należy potem założyć na egzaminy). Panowie powinni zjawić się wyłącznie w nowych garniturach, co zdecydowanie pomoże w zdaniu matury (także najlepiej przystąpić do niej w tym ubraniu). Z tych samych powodów nie powinno się zdejmować krawatów ani butów, by np. zamienić szpilki na wygodne balerinki. Od studniówki do matury lepiej też nie obcinać włosów, by nie ściąć z nimi części wiedzy. Te rytuały są zresztą lokalnie różne, i np. w Krakowie balowicze muszą udać się na rynek i zatańczyć z Mickiewiczem. Są szkoły, które organizują studniówki tematyczne, przebierają się stosownie do tematu czy epoki.

Każdą studniówkę od niepamiętnych czasów rozpoczyna nasz narodowy taniec – polonez. Przez lata był jeden – polonez Ogińskiego. Za sprawą muzyki do filmu „Pan Tadeusz” i poloneza Wojciecha Kilara teraz ten utwór gości w większości sal studniówkowych. Taniec jest podniosły, ceremonialny, nadaje klimatu imprezie. W pierwszej parze bywa gospodarz klasy, gospodarz balu a ostatnio – dyrektor/dyrektorka szkoły. Podobno dobra wróżba na pomyślność w egzaminach to pomylenie kroków w polonezie.
Osobną stroną każdej młodzieżowej zabawy jest alkohol. Może dlatego studniówki przeniosły się do lokali gastronomicznych, by nie wchodzić w konflikt z przepisami, mówiącymi o zakazie jego spożywania w murach szkolnych. A młodzi ludzie coraz wcześniej sięgają po trunki, nie ma co się oszukiwać. Nie znaczy to, że tak się nie działo i nie dzieje tam, gdzie studniówki wciąż odbywają się w szkole. Młodzież pragnie zakazanego i butelki z alkoholem od zawsze dyskretnie przemycano. I jeśli został dyskretnie oraz nie w nadmiarze spożyty – pozostanie tylko we wspomnieniach uczniów. Innym obyczajem jest wypicie alkoholu przed imprezą. Cóż, takie czasy – bez piwa czy wina nie ma zabawy. Szkoda tylko, że niekiedy alkohol na studniówce w lokalu pojawia się za przyzwoleniem rodziców.
– Studniówkę mieliśmy w 1995 roku – opowiada pan Marcin, absolwent szkoły o profilu zawodowym. – Bawiliśmy się w koszalińskim Klubie Garnizonowym. Do nas należała tylko opłata i przygotowanie uroczystego stroju. Przedtem ćwiczyliśmy w szkole poloneza. Na balu prowadził go ktoś z grona nauczycielskiego, ale nie pamiętam kto. Jeśli chodzi o stroje – obowiązywały już garnitury i suknie wieczorowe, jednak stosowne do wieku, nieco stonowane, raczej klasyczne niż ekstrawaganckie. Nie pamiętam żadnych rytuałów ani konkursów, choć dziewczyny coś tam wspominały o podwiązkach. Alkohol? Nieoficjalnie, jednak był. Nasza szkoła budowała partnerskie stosunki z uczniami oparte na wzajemnym zaufaniu, stąd nie kontrolowano nas zbytnio. I tak było na studniówce – dobra zabawa bez ekscesów.

Ale nawet dawnym balom maturalnym daleko do rozmachu współczesnych studniówek. Dzisiaj to bardzo droga impreza, na szczęście nie jest obowiązkowa. Mimo to, niewielu uczniów decyduje się na rezygnację z udziału. Studniówka bywa stresem dla panien, które aktualnie nie mają pary. A tu trzeba z kimś usiąść przy stole, a przede wszystkim zatańczyć poloneza. Ale od czego jest internet i portale randkowe? Wbrew pozorom – przygotowanie chłopca, jak i dziewczyny kosztuje równie wiele. Po pierwsze – opłata za udział, w tym także za partnera/partnerkę (chyba że jest z tej samej klasy). Po drugie – strój. Trzeba kupić garnitur, często nowe buty, koszulę, krawat. Dziewczęta nie wyjdą na parkiet bez nowej, efektownej sukni, balowej torebki i szpilek. Do tego dochodzą wyszukane fryzury, co dotyczy obu płci i makijaże oraz manicure dziewcząt. Nie zaszkodzi wizyta u kosmetyczki (także obie płcie, bo dlaczego nie?) czy wizażystki na próbne malowanie. Trzeba przecież dobrze wypaść na zdjęciach i filmikach. I to te problemy zaprzątają młode głowy na długo przed balem. Na naukę będzie jeszcze czas.

Studniówkowe mody to także dzisiaj biznes – lokale prześcigają się w ofertach a sklepy z odzieżą i dodatkami w promocjach specjalnych sukien i garniturów. Na studniówkę w lokalu można przyjść piechotą, a można zajechać bryczką lub limuzyną z kierowcą. To tylko kwestia pieniędzy i fantazji.
– Moja studniówka była 22 lata temu, w ostatnim roku starego stulecia – opowiada pani Joanna z Koszalina, absolwentka I LO. – Mieliśmy ją w nowej hali sportowej, pierwszy taki rocznik. Wtedy było nas sporo, bo aż siedem oddziałów, ale tam się wszyscy, łącznie z osobami towarzyszącymi, zmieścili. Sześć klas zatańczyło poloneza do muzyki z filmu Wajdy, który wtedy wszedł na ekrany, a nasza klasa do tradycyjnego poloneza Ogińskiego „Pożegnanie Ojczyzny”. Obowiązkowych zasad co do stroju nie wymagano, były suknie wieczorowe w różnych kolorach. Oczywiście, obowiązkowo czerwone podwiązki. Zabawa trwała długo w noc. Chłopcy przemycili nieco alkoholu. I to była nasza ostatnia szkolna zabawa, bo balu maturalnego nie organizowaliśmy. Po maturze wszyscy się rozeszli, rozjechali.

Studniówka, póki jest – to dobry zwyczaj. Pewnie będzie się nadal zmieniać, dostosowując do czasów i obyczajów. Pewnie zawsze przed balem dziewczyny będą rozpaczać, że wyglądają grubo, a panowie zastanawiać, jak wytrwać całą noc w zawiązanym krawacie i nowych lakierkach. Najważniejsza jest zawsze dobra zabawa – czy w granatach i bielach, czy w zjawiskowej sukni-bombce bez pleców. Warto przy tym pamiętać, by bawić się tak, aby było co wspominać z uśmiechem i aby cały wieczór pozostał w naszej pamięci. Bo choć dzisiejsze studniówki przypominają „normalne” imprezy, w jakich młodzież nastoletnia uczestniczy bez opieki dorosłych – w takim gronie, w którym spędzili kilka ostatnich lat młodości, nie spotkają się już nigdy. Może dlatego warto, by studniówki wróciły do szkół, ale to już chyba niemożliwe.

Dana Jurszewicz

Fot. Marcin Torbiński

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.