• Kategoria: News
  • Odsłony: 1388

Stalin chciał pozbyć się wszystkich Polaków

Rozmowa z Anatolem Gonczarewiczem, prezesem Oddziału i Koła Miejskiego Związku Sybiraków w Koszalinie

 Sybiraków z każdym rokiem ubywa, dlatego warto, zwłaszcza młodzieży, przybliżać te tragiczne historie . Zacznijmy od początku. W lutym 1940 r. w głąb ówczesnego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich wywieziono ponad 300 tysięcy Polaków.
– W istocie, z każdym rokiem nasze szeregi topnieją. Kiedy tworzyliśmy w roku 1989 na nowo Związek Sybiraków w byłym województwie koszalińskim, w oddziale Koszalin, było nas koło 2200 osób. Dziś jest nas około 600 w dziewięciu kołach. Największym kołem jest Koszalin, które liczy 250 członków. W życiorysach Sybiraków, jak w zwierciadle, odbijają się losy naszego pokolenia i narodu w XX wieku. To ludzkie dramaty, tragedie, ale też pełna poświęcenia praca dla ojczyzny, dla wzrastających młodych pokoleń. O wydarzeniach z 17 września 1939 r. papież Jan Paweł II powiedział, że są rozdziałem w Martyrologum Polskim, który nie może być zapomniany. Nie można zapomnieć o tym, co w jego konsekwencji spotkało ludność polską Kresów Wschodnich. W nocy z 9 na 10 lutego do drzwi tysięcy polskich domostw załomotały kolby karabinów sowieckich żołdaków. To właśnie wtedy uruchomiona została na niewyobrażalną dotąd skalę machina represji, której finałem miało być zniszczenie narodu polskiego. Wstępem do niego miała być fizyczna eliminacja jego awangardy: oficerów, inteligencji, urzędników oraz wszystkich tych, którzy czuli się Polakami. Na pierwszy ogień poszli urzędnicy polskiej administracji, leśnicy i osadnicy z rodzinami. W sumie wywieziono wtedy około 320 tys. osób. A to był dopiero początek.

Komuniści w ramach czterech wywózek na Sybir zesłali łącznie ponad milion Polaków.
– Według danych Oddziału Kultury i Prasy 2. Korpusu gen. Andersa, jako najbardziej wiarygodnego źródła, a także danych Zarządu Głównego Związku Sybiraków, mówi się o wywózce za Ural i do Kazachstanu około 1 350 000 Polaków, z czego 330 tys. w drugiej wywózce z 12 na 13 kwietnia 1940 r. , 420 tys. z 28 na 29 czerwca 1940 r. i 300 tys. 20 czerwca 1941 roku. Inne, na mniejszą skalę, trwały do połowy lat 50. XX wieku. Ich scenariusz był zawsze ten sam: głęboka noc, łomot kolbami do drzwi i pytanie: „Czy tu mieszka....?”, i nazwisko, setki tysięcy nazwisk. Wyrok też zawsze ten sam: Sybir. Tygodnie w bydlęcych wagonach i lata bez adresu, gdzieś na nieludzkiej ziemi, gdzie przetrwać pomagała tylko wiara w Boga i wzajemna pomoc.

Jak potoczyły się losy tych, którzy tam nie zmarli z powodu głodu, chorób zimna i wycieńczenia?
– Wiele osób, zwłaszcza starszych i dzieci, wyruszając w styczniu 1940 r. w swoją podróż, nigdy nie osiągnęło jej kresu. Umierali w drodze, bo w wielu wagonach nie było nawet przysłowiowego pieca typu koza albo opału, aby rozpalić w nim ogień. Do tego brak jedzenia i picia, wszechobecne choroby, wszawica i pluskwy. Trwająca niekiedy miesiąc podróż, bez zmiany bielizny i możliwości umycia się sprawiały, że wszyscy, a zwłaszcza dzieci, byli pogryzieni, podrapani, pokrwawieni i brudni. To był absolutny koszmar, tak jak pobyt w łagrach. Panowała tam zasada: kto nie pracuje, ten nie je. A byli przecież tacy, którzy z różnych przyczyn pracować nie mogli. Przetrwali tylko dzięki pomocy innych. Przyszedł wreszcie moment, kiedy setki tysięcy ludzi usłyszało komunikat: repatriacja. Po kilku latach pobytu na zesłaniu, gdzie doznawali głodu, nieludzkich represji, katorżniczej pracy i niewyobrażalnych wręcz cierpień, zaczęli wierzyć w lepszy los. Nieważne, że nie wracali tam, gdzie się urodzili. Ważne było, że wracali do ojczyzny, w różne rejony Polski, gdzie z radością obserwując dorastające dzieci, wnuki i prawnuki, budowali swoją przyszłość.

Dlaczego komuniści tak bardzo chcieli pozbyć się Polaków?
– Po zwycięstwie rewolucji październikowej z 1917 r. bolszewicy postanowili zafundować całej Europie „pełną komunistyczną szczęśliwość”, i mimo pierwszych niepowodzeń, np. porażce w bitwie warszawskiej w 1920 r., prób tych nie zaniechali. Najbardziej krwiożerczy system, który narodził się po zwycięskiej rewolucji w 1917 r. z okrzykiem „Naprzód bracia, nie liczcie trupów”, kontynuował marsz na zachód. Niestety, na drodze tego marszu znajdowała się Polska. To pierwszy powód „szczególnego traktowania”, drugi to postawa większości Polaków, i ich przywiązanie do narodowej tożsamości i jej na chrześcijańskim, łacińskim fundamencie. Stalin uznał Polaków za naród nie rokujący większych nadziei na budowanie systemu „powszechnej szczęśliwości”. Oba aspekty stały się powodem niebywałych represji, najpierw w latach 1937-1938, określanym jako Operacja polska, a później po wybuchu II wojny światowej. Bestialskie działania w odniesieniu do ludności polskiej były dla Stalina czymś normalnym. W jego ocenie miliony to „tylko liczby”, bezduszna statystyka, która w konsekwencji dotknęła miliony ludzi, zarówno tych zesłanych, jak i zamordowanych w katowniach NKWD.

Jakie są pana powiązania z Sybirakami?
– Jestem Sybirakiem, bo tam się urodziłem, a dokładnie nad jeziorem Bajkałem, gdzie został zesłany mój ojciec jako żołnierz generała Andersa za to, że walczył w czasie wojny w Siłach Zbrojnych na zachodzie. Brał udział między innymi w bitwie pod Monte Casino. Został zesłany na Syberię z rodziną, żoną i 12-letnim synem.

Co dzisiaj możemy zrobić, aby tamte straszne czasy i ludzie, którym przyszło w nich żyć, nie zatarły się w naszej pamięci?
– Najważniejsze, co dzisiaj możemy zrobić i co robimy, to przede wszystkim propagowanie zbiorowej pamięci o tamtych wydarzeniach, przez materialne znaki, jak choćby pomnik ofiar bolszewizmu, stojący przy koszalińskiej katedrze, dokumentowanie wspomnień naszych członków. Nie zapominamy o upamiętnianiu ważnych dla nas dat, jak rocznica pierwszej zsyłki, przypadająca na 10 lutego i rocznicy napaści Związku Sowieckiego na Polskę 17 września.
W ostatnich latach wydane zostały dwie książki o charakterze popularno-historyczno-naukowym: „Sybiracy, martyrologia Polaków na wschodzie” – praca zbiorowa pod redakcją Adama Wirskiego, oraz „Pamięć i ocalenie. Pomnik ofiar bolszewizmu w Koszalinie” – praca zbiorowa pod redakcją Pawła Michalaka i Michała Polaka. W 2009 r. swoje wspomnienia pt. „Gorzki smak mleka, czyli nigdy więcej” wydała przy naszym udziale Danuta Sieńkowska-Haffke z naszego koła. Wydaliśmy cztery tomiki wspomnień naszych członków. Prezentujemy je na naszej stronie internetowej. Są bezcenną kopalnią wiedzy o życiu na nieludzkiej ziemi.

Rozmawiała Ewa Marczak

Fot. Archiwum prywatne

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.