• Kategoria: News
  • Odsłony: 2313

Turystyka ruszyła, ale co dalej?

Ruch turystyczny w czasie obecnych wakacji przeżywa renesans po okresie pandemii. Część krajów otwiera się na gości, a Polacy ruszyli na ich podbój. Tysiące ludzi wybiera też turystykę wewnątrzkrajową. Większość rezerwacji kończy się jednak we wrześniu, z obawy na możliwość powrotu ograniczeń. Sytuację na rynku podróży – tych większych i mniejszych, przeanalizowaliśmy z Krzysztofem Goseckim, koszalińskim agentem turystycznym z biura podróży.

Czy dzisiaj ruch turystyczny wrócił do stanu sprzed pandemii?
– Możemy to rozumieć dwojako. Cieszymy się ze wzmożonego ruchu turystycznego, jednakże jest on skorelowany wyłącznie na najbliższe miesiące, czyli do września. Wcześniej sprzedaż naszej oferty turystycznej rozkładała się nawet do końca sezonu. Obecnie obserwujemy głównie to, że klienci próbują kupować, czy chcą zakupić, wczasy na najbliższy okres, tudzież miesiąc lub dwa miesiące do przodu.

Czyli zniknął trend, w którym klienci kupowali wycieczki na 9-10 miesięcy do przodu?
– Tak. Wcześniej klienci potrafili w czasie wakacji rezerwować ferie zimowe. Także planowano okres świąt Bożego Narodzenia czy Nowego Roku, bo to też jest bardzo popularny moment na wyjazdy. Choć pamiętać należy, że to najdroższe wakacje. Sylwester to najwyższe ceny w turystyce. Obecnie mamy bardzo niewiele zapytań. Z tego, co się orientuję, to u innych agentów jest podobnie.

W poprzednim roku było rozluźnienie obostrzeń na wakacje. Wznowiono je od października. Czy klienci myślą, że w tym roku będzie analogiczna sytuacja i dlatego obawiają się kupowania wycieczek na jesień i zimę?
– Klienci mają wiele obaw dotyczących wyjazdów. Są to osoby, które oczywiście kupują i jadą, bo już nie mogą, jak to mówią, wytrzymać bez możliwości podróżowania. Dawno nigdzie nie byli, czekają na te wakacje, mogą sobie na nie pozwolić, ale tak jak pan mówi – mają też obawy, co będzie później. Szczególnie, że już pojawiają się informacje o wariancie wirusa Delta, który może pokrzyżować szyki i plany. Nie tylko w wyjazdach wakacyjnych, już od jesieni. Są nawet informacje, że od końca sierpnia. To nas trochę niepokoi – osoby z branży, ale i klientów.

Mamy więc sytuację, że zdecydowana większość spragnionych wycieczek skupia się tylko na lipcu i na sierpniu. Czy wobec tego ma to wpływ na wzrost cen?
– Klienci próbują wyjechać jak najszybciej. Szukają tych ofert. Nie zawsze jednak je zakupują z kilku powodów. Po pierwsze, zawsze okres od początku lipca do połowy sierpnia to tzw. wysoki sezon. Zauważamy, że na wiele kierunków, oferty są po prostu droższe. Szczególnie chodzi o Europę. Myślimy bowiem, że na kontynencie jest bezpiecznie. Czujemy, że właśnie Europa będzie dla nas w tym roku najbliższa.

Jednak mimo tych cen klientów chyba nie brakuje?
– To w końcu okres urlopowy, wakacje dla dzieci. Wielu klientów nie tylko przed pandemią, ale w ogóle może sobie pozwolić na urlop tylko w tym okresie. Chodzi o wszystkie rodzaje wyjazdów – zarówno te bliższe, jak i te dalsze.

Klient kupił już wymarzoną wycieczkę i szykuje się do lotu, przekroczenia granicy. Jak wyglądają na dzisiaj procedury z tym związane?
– Działa to tak, że każdy kraj ma swoje prawodawstwo i własne wytyczne dotyczące obostrzeń, wjazdu do danego państwa, tranzytu (bo np. przejeżdżamy przez jakiś kraj lub jedziemy na lotnisko np. do Berlina). Każde państwo publikuje swoje własne dane na stronach rządowych. W Polsce jest to strona gov.pl. Możemy tam znaleźć też informacje na temat wjazdów do innych krajów. Z drugiej strony biura podróży, organizatorzy wycieczek muszą takie informacje też publikować dla swoich klientów na własnych stronach internetowych. Jest to robione po to, aby klient mógł się przygotować, nawet już przed rezerwacją. Może wtedy taka osoba dowiedzieć się, co jest niezbędne, aby w ogóle móc do kraju wjechać. Na dzisiaj, aby mieć spokój w podróży, potrzebne są szczepienia. To znaczy nie jest tak, że bez szczepienia w ogóle nie wjedziemy. Są kraje, które zwalniają nas z wymogu testów. Nie każdy chce je robić, ponadto są płatne. Do niedawna wymagane były droższe testy tzw. PCR. Teraz większość krajów zezwala na testy antygenowe. Jeśli jesteśmy zaszczepieni ostatnią dawką od minimum 14 dni, to możemy okazać certyfikat z Internetowego Konta Pacjenta lub ściągnąć go sobie z aplikacji mObywatel. Ten certyfikat zwalnia nas z wymogu posiadania wyniku testu, jednakże są od tego wyjątki, głównie poza Europą.

Ten certyfikat jest w formie tzw. kodu QR?
– Tak, takie kody były już aktywne od połowy czerwca. Były jednak informacje, że nie wszystkie kraje Europy wprowadziły wówczas system odczytywania tych kodów. Szczególnie w Grecji były w związku z tym kłopoty na granicach. Od lipca nie powinno być już żadnego problemu z odczytywaniem na poszczególnych granicach tych kodów. Może również zwolnić z testu fakt, że jesteśmy ozdrowieńcem. W tym przypadku musimy mieć tego oficjalne potwierdzenie. Jeżeli ktoś nie chce się szczepić lub nie może (są takie przypadki) to trzeba wykonać test. Takie testy można wykonać nawet na lotnisku. Jeżeli stanowisko jest otwarte, to po 15-20 minutach mamy już wynik. Jest on w języku angielskim i możemy go okazywać na żądanie.

Co z osobami, które nie są biegłe w obsłudze smartfona, nie mają aplikacji, nie wiedzą, jak wygląda kod QR? Czy można mieć na przykład wydrukowane zaświadczenie?
– Teoretycznie można. Tak było w okresie przejściowym, kiedy były jeszcze problemy techniczne. Obecnie klienci mogą się obawiać niektórych procedur. Bo nie tylko trzeba mieć certyfikat. Często trzeba też mieć formularz rejestracyjny lub wypełnić dokument, aby otrzymać QR kod. Na przykład jadąc do Grecji trzeba wypełnić formularz lokalizacyjny i otrzymuje się kod QR dzień przed wylotem. W Hiszpanii jest podobnie. Tam trzeba wypełnić formularz przez stronę rządową. To wszystko w pewnym stopniu odstrasza klientów i mają pewne obawy. My, jako biura, powinniśmy te problemy rozwiązywać na bieżąco, uspokajać klientów, a wręcz pomagać klientom w wypełnianiu wszelkich formalności.

Co w sytuacji, kiedy w związku z pandemią granice któregoś kraju zostaną zamknięte i ruch turystyczny będzie wstrzymany? Czy wówczas klient będzie stratny finansowo?
– Klient jest chroniony. To jest traktowane jako tzw. siła wyższa. Organizator odwołuje wówczas imprezę bezkosztowo. W zamian proponuje np. zmianę celu podróży, zmianę terminu na późniejszy lub zwrot pieniędzy. Jeżeli sytuacja będzie miała miejsce krótko przed wylotem, to również jesteśmy chronieni. Zamykany jest dany kierunek. Wyjazd jest odwoływany. W takim przypadku klient również ma prawo do zwrotu poniesionych kosztów lub zmiany na inny kierunek.

Czy te wszystkie procedury i ryzyka powodują, że jednak mamy do czynienia z większym zainteresowaniem wypoczynkiem nad Bałtykiem?
– Oczywiście, jako mieszkańcy Koszalina widzimy przecież, co się dzieje. Ten trend utrzymuje się już drugi sezon. Jest więcej telefonów, zapytań. Na pewno jest boom na takie oferty. Czujemy się bezpiecznie we własnym kraju, nie ma bariery językowej. Nie ma tych wszystkich procedur covidowych, aplikacji, kodów QR. To wszystko bardzo napędza wewnętrzny polski rynek.

A co z turystyką egzotyczną? Do niedawna jeszcze bardzo modne były np. Malediwy czy Filipiny.
– To nadal są modne kierunki, ale niestety są mocniej restrykcyjne. Takie kierunki jak Filipiny, Indonezja czy wiele azjatyckich krajów w ogóle się jeszcze nie otworzyło! Nadal mało otwartych jest tych kierunków. Otwiera się bardzo spokojnie po kilka krajów miesięcznie, ale to nawet nie jest jeszcze połowa tzw. egzotyki. Już wiadomo, że część krajów nie będzie w tym sezonie w ofercie turystycznej w ogóle (np. Australia). Malediwy są oferowane, ale z restrykcjami – gdyż nawet w pełni zaszczepieni turyści ponownie zostali objęci obowiązkiem przedstawienia negatywnego wyniku testu wykonanego przed przyjazdem, Filipiny nie są otwarte – do odwołania cudzoziemcom zabrania się wjazdu na Filipiny w celach turystycznych, Indonezja podobnie – jest zakaz wjazdów obcokrajowców na teren kraju. Za to Dominikana i Meksyk nie przestraszyły się tak mocno koronawirusa. Szybko wprowadziły procedury i dziś mają w miarę normalny ruch turystyczny. Tam obecnie wyjeżdża wielu, w tym i naszych, turystów. Warto też zaznaczyć, że te kierunki (Dominikana, Kuba, Meksyk) są często niewiele droższe albo identyczne jak dobry kierunek europejski, możemy to zaobserwować najczęściej w przypadku wylotów z lotnisk niemieckich, np. z Berlina. Nasz kontynent europejski, niestety, podrożał.

Rozmawiał Mateusz Prus

Fot. archiwum

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.