- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 2697
Grzyby – sport narodowy
Długo trzeba było czekać, ale w końcu są. Grzyby. Do lasów ruszyły rzesze wielbicieli tych darów natury. Dla niektórych to hobby, dla innych motywacja do wyjścia do lasu. Wiele osób jest naprawdę mocno „wkręconych” w grzyby. Można powiedzieć, że to sport narodowy.
Wcześni biolodzy zaliczali grzyby do świata roślin. Potocznie do dziś uważa się, że grzybom bliżej właśnie do nich niż do zwierząt. Na pierwszy rzut oka tak to wygląda. Wyrasta z ziemi, nie chodzi, nie ma oczu – roślina. A jednak tak nie jest. Dziś w biologii to osobne królestwo – fungi. Ewolucyjnie poszły swoją drogą, w oderwaniu od zwierząt i roślin. Jednak czy na pewno? Otóż nie do końca. Wiele grzybów do istnienia potrzebuje roślin. Żyją z nimi w symbiozie lub jako pasożyty. Generalnie są cudzożywne, a do rozwoju potrzebują związków organicznych. Gdyby nie grzyby, nie znikałyby padnięte zwierzęta czy przewalone drzewa. Tym wszystkim, w szybszy lub wolniejszy sposób, zajmują się grzyby. To, co widzimy w formie wystającej z ziemi, to owocniki. Prawdziwy gigant znajduje się pod ziemią. To grzybnia. Może obejmować wielki obszar. Pomaga lasowi żyć. Wspomniane wystające z ziemi owocniki mogą przyjmować różnorodne formy. Niektóre z nich są jadalne i właśnie teraz obecne są w lasach. I właśnie po nie tak chętnie wędrujemy. Grzyby możemy podzielić na wiele sposobów. Na jadalne, niejadalne i trujące. Na naziemne, nadrzewne, podziemne i wodne. Na symbiotyczne, saprofoniczne i pasożytnicze. Świat grzybów jest przeogromny. Dość powiedzieć, że dotychczas sklasyfikowano ok. 70 tysięcy gatunków.
Rosną cały rok
Grzyby jadalne można spotkać zimą, wczesną wiosną, niemal zawsze. Oczywiście, jest to wówczas sport dla wprawionych grzybiarzy. Te owocujące poza późnym latem i jesienią mają inne kształty i kolory. Rosną np. na pniach drzew lub w zbitych grupach. Łatwo o pomyłkę. Przykładowo łuskwiaka zmiennego można pomylić z trującą hełmówką jadowitą. Aby stać się wprawionym grzybiarzem całorocznym, należy studiować atlasy, czytać poradniki i poznawać las. Częste spacery i obserwacja przyrody są nieodłącznym elementem życia grzybiarza. O pomyłkę nietrudno. Co roku słyszy się o zatruciach. Ostatnio Polskę obiegła informacja o młodych Afgańczykach, którzy śmiertelnie zatruli się grzybami. Przybyli z innego regionu świata. Być może tam nie znali grzybów w takiej formie jak u nas. To wielka tragedia. Niestety, takie pomyłki zdarzają się również wśród niby doświadczonych osób.
Marsz na lasy
Gdy w sierpniu popadają deszcze, w weekendowy dzień leśne parkingi i pobocza zapełniają się samochodami. To znak, że naród ruszył na grzyby. Polska jest krajem, gdzie to hobby jest bardzo popularne. Co ciekawe, nie ma u nas żadnych przepisów, które regulowałyby liczbę zebranych grzybów. Inaczej jest na przykład za naszą zachodnią granicą. W Niemczech, w zależności od landu, można zbierać wyłącznie na własny użytek i tylko 1-2 kilogramy dziennie. Jeżeli straż leśna przyłapie obywatela, który wynosi z lasu więcej, może wystawić mandat na kwotę od 2,5 tysiąca do 10 tysięcy euro! U nas można wynosić całe kosze. Sportem narodowym poza zbieraniem grzybów jest zatem też chwalenie się nimi. W internecie w obecnym okresie roi się od zdjęć zbiorów. Pełne kosze, wiaderka, reklamówki. Kto więcej. Prawdziwki, kanie, podgrzybki, kurki – do wyboru, do koloru. Ale takie już są prawa mediów społecznościowych – pokazuje się swoje sukcesy.
Tajemnice grzybiarzy
Na Facebooku są grupy zrzeszające grzybiarzy. Są nawet podziały na województwa. Pod zdjęciami zawsze można znaleźć pytanie o lokalizację. Grzybiarze je podają. Oczywiście, mniej więcej, bo każdy ma swoje sekretne miejsca. Jest bowiem tak, że możemy przejść las przez dwie godziny i wyjść z trzema podgrzybkami, a ktoś inny w pół godziny uzbiera cały kosz. Grzyby lubią bowiem występować w konkretnych miejscach. Wytrawny grzybiarz wie, pod jakie zajrzeć drzewo, jaki mech daje nadzieję na piękny okaz, jakie gatunki drzewostanu muszą na danym obszarze przeważać, aby zwiększyć szanse. Te umiejętności przychodzą oczywiście z czasem. Przykładowo kozaki (popularna nazwa koźlarza babki) można spotkać w okolicach brzóz. Obydwa gatunki tworzą bowiem ze sobą związek zwany mykoryzą, czyli dają sobie wzajemnie korzyści.
Koszalin otoczony jest lasami. Znane są kierunki wypraw grzybiarzy. Najczęściej uczęszczanymi są kompleksy leśne w okolicach Jeziora Rosnowskiego, Manowo, Rosnowo, Mostowo czy Grzybnica. Można jechać dalej, w kierunku lotniska w Zegrzu Pomorskim. Tam także lasy obfitują w grzyby. Grzybiarze upatrzyli też sobie okolice Jeziora Hajka, miejscowość Niedalino. Zatłoczone są parkingi za Sianowem w miejscowości Przytok czy przy Arboretum Karnieszewice. Dobrze jest zmieniać miejsca i poznawać nowe lasy. Choć jeśli mamy jedną, na sto procent pewną miejscówkę, to może jednak być jej wiernym?
Ścinać czy wyrywać?
To pytanie obrosło w legendy. Na grupach i forach można spotkać opinie, że z roku na rok grzybów jest coraz mniej, a jest to spowodowane wyrywaniem ich, co powoduje szkody w grzybni, która już nie wydaje owocników. Trzeba więc tylko ścinać grzyby nożykiem. To mit. Badania naukowe dowiodły, że nie ma to żadnego wpływu na żywotność grzybni. Można śmiało wyrywać z lekkim skrętem. Ważne tylko, aby przyklepać mchem lub ściółką pozostawiony otwór. Dzięki temu uchronimy grzybnię przed ewentualnym wyschnięciem w tym miejscu. Bardziej niebezpieczne jest zadeptywanie mchu. Grzyby ciężej dostępne można śmiało ciąć nożykiem. Występują bowiem takie gatunki, które są dostępne tylko w ten sposób, np. rosnące na pniach drzew.
A czy grzybów jest rzeczywiście mniej? To mniej więcej tak, jak ze sprzedawcami pamiątek w Mielnie. Co roku mówią, że turystów jest mniej. Grzyby są i będą. Jedynym realnym zagrożeniem są wycinki lasów np. pod budowę tras szybkiego ruchu. Na wysokości Niedalina trwa właśnie taka budowa i część dobrych miejsc została bezpowrotnie zlikwidowana.
Skoro już roztrząsnęliśmy spór czy ścinać, czy wyrywać, to przyjrzyjmy się innemu tematowi debat – w co zbierać grzyby. Reklamówki i plastikowe wiaderka nie są dobrym rozwiązaniem. Grzyby śliskie takie jak maślaki, mogą stać się złączoną papką. Ponadto, w takich warunkach nasze zbiory zaparzają się, nie oddychają i szybko się rozkładają. Idealnym rozwiązaniem jest wiklinowy kosz. Poza tym, że odpadają wszystkie wymienione zagrożenia, to przyczyniamy się do rozsiewania grzybów. Przez otwory w koszu, spacerując po lesie uwalniamy zarodniki. Człowiek staje się zatem pozytywną częścią ekosystemu. A to w przypadku naszego gatunku nieczęsta sytuacja. Idealnie byłoby, gdyby grzyby zbierać do koszy gatunkami. To jednak trudne. Kto by chodził z pięcioma czy sześcioma koszami? No chyba, że idziemy rodzinnie. Bądźmy jednak delikatni, a te bardziej kruche, delikatne okazy kładźmy na wierzch.
Co zbierać?
Jeżeli nie jesteśmy specami i takie nazwy jak szyszkówka świerkowa czy czarka austriacka są dla nas zupełnie obce, to nie eksperymentujmy. Najprostszą zasadą jest zbieranie grzybów, które są łatwe do rozpoznania. To przede wszystkim prawdziwki, borowiki, podgrzybki i koźlaki. Grzyby te wyglądają tak, jakby malowały je dzieci w przedszkolu. Mają one przede wszystkim rurkowy spód przypominający gąbkę. Choć i tu można „naciąć” się na ładnie wyglądającego goryczaka żółciowego. Można wtedy to sprawdzić, dotykając go językiem. Gorzki smak powie nam, że nie powinniśmy zabierać go do domu. Grzyb nie jest trujący, ale jego smak popsuje nam cały sos czy zupę. Grzyby z blaszkowym spodem także mogą być bardzo smaczne i ciekawe, jednak istnieje wówczas o wiele większe ryzyko pomyłki. Grzyby trujące najczęściej są bowiem właśnie blaszkowe. Dopóki więc nie zdobędziemy wiedzy, nie poznamy grzybów, porównując je z atlasem, nie spędzimy kilku sezonów w lesie – skupmy się na tych najbardziej oczywistych gatunkach. Z czasem przyjdzie wiedza, która da nam wiele satysfakcji i nowych zdobyczy. Wtedy będziemy zbierać np. siedziunie, czyli potocznie kozie brody, grzyby jadalne o niezwykłym wyglądzie.
Gotowi do wyprawy
Częstą postawą grzybiarzy jest wyruszenie jeszcze o zmroku, aby w lesie być skoro świt. Po co? Jedynym logicznym wytłumaczeniem jest takie, żeby być pierwszym. Jeżeli jednak mamy swoje miejsca, to naprawdę nie ma większego znaczenia, kiedy przyjedziemy. Równie dobrze możemy przyjechać pierwsi, ale przejdziemy obok małej kolonii borowików, a ten co przyjedzie o 9 rano, znajdzie ją bez trudu. No, ale utarło się, że grzybiarz to ranny ptaszek. Może rzeczywiście wówczas las jest jakiś piękniejszy. Rosa na pajęczynach, nisko wiszące słońce, które przedziera się między drzewami – ma to swój urok. Są i kleszcze. O tak, to zmora grzybiarzy. Pamiętajmy o długich nogawkach, rękawach, a w domu się obejrzyjmy z każdej strony. Warto też stosować jakieś środki na kleszcze. Obuwie także jest ważne. Wiadomo, że deszcz powoduje u grzybiarzy szybsze bicie serca. Po deszczu są grzyby. Ale jest i mokra ściółka, która zachowuje się jak gąbka. Pójście w takich warunkach w tenisówkach spowoduje przemoczenie i rychłe przeziębienie. Nieprzemakalne buty trekingowe lub gumowe kalosze – oto nasza rada.
Powrót do domu
Nie należy odkładać obrabiania grzybów, gdyż szybko stracą swoje właściwości, będą się psuć. Zatem należy podjąć decyzję, co z nimi robimy i przejść do dzieła. Można marynować, suszyć, mrozić, dusić. Robić zupę, sos, dodać do jajecznicy. Hamulcem może być tylko nasza wyobraźnia. Na pewno zjedzony grzyb zebrany przez siebie smakuje inaczej, lepiej. Nieważne, w jakiej formie. Otwierając w środku zimy słoiczek marynowanych grzybków, na pewno uśmiechniemy się, że to własnymi rękami zbierane. Zatem nożyki i kosze w dłoń i do lasu marsz. Powodzenia!
Mateusz Prus
Fot. Mateusz Prus