- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 2742
Kocia fundacja liczy na cud
Członkowie fundacji „Miau, Kocie Wąsy i Spółka” są na skraju załamania. Nie dość, że poświęcają swój czas, energię i pieniądze na pomoc pokrzywdzonym kotom, to jeszcze zostali oszukani. Obiecano im remont budynku, w którym znajdują się zwierzaki. Tymczasem budowlaniec zniknął z zaliczkami a warunki dla kotów pozostawiają wiele do życzenia.
Fundacja wynajmuje lokal w podwórzu przy ulicy Moniuszki. Nie jest on w najlepszym stanie. Nie ma doprowadzonej wody i ogrzewania. To utrudnia codzienne zajmowanie się kotami. Tworzą się też duże koszty związane z ogrzewaniem elektrycznym. Za zebrane środki chciano wyremontować obiekt i doprowadzić media. Zgłosił się budowlaniec, który obiecał wykonać pracę „po kosztach”. Z początku współpraca szła dobrze. Problemy pojawiły się z czasem.
Robotnik przestał się pojawiać, nie odbierał telefonów, nie rozliczał się z zaliczek i w końcu zniknął. Sprawa jest zgłoszona do odpowiednich służb, ale członkowie fundacji są zwyczajnie załamani tym, w jaki sposób się ta sprawa potoczyła. – Remont tego lokalu to ogromne koszty – mówi Lidia Fałdyga, prezeska fundacji „Miau, Kocie Wąsy i Spółka”. – Lepiej już dla nas jest znaleźć nowe lokum. Takie, które nie będzie kosztowało wiele miesięczne, a w którym będziemy mogły prowadzić efektywną pomoc kotom – dodaje Fałdyga.
Obecnie przy ulicy Moniuszki znajduje się kilkanaście kotów, które dochodzą do siebie po traumatycznych przeżyciach. Często są to zwierzęta po wypadkach komunikacyjnych czy dręczone przez złych ludzi. Fundacja je leczy, opiekuje się i szuka domów zastępczych. Druga część zwierząt znajduje się w mieszkaniach prywatnych członków Fundacji. Nowe lokum, w pełni uzbrojone w media i z toaletą, pozwoliłoby na trzymanie wszystkich kotków w jednym miejscu. – Idealny lokal to taki znajdujący się na peryferiach Koszalina, żeby nikomu nie przeszkadzać – mówi Lidia Fałdyga. – Przy Moniuszki nie wszyscy sąsiedzi są szczęśliwi, że prowadzimy nasza działalność. Ale jesteśmy w desperacji, mamy nóż na gardle, więc jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje – dodaje. W założeniu taki lokal musiałby mieć przede wszystkim bieżącą wodę, toaletę, ogrzewanie, a także powierzchnię pozwalającą na trzymanie kilkudziesięciu kotów. – Jest duża rotacja – mówi Lidia Fałdyga. – Dwa pójdą do adopcji, cztery kolejne przyjdą do nas. Idealnie żeby była izolatka, sala przejściowa oraz duża sala dla reszty kotów. Może zdarzy się cud i znajdzie się ktoś, kto kocha koty i dysponuje takim lokalem – marzy szefowa fundacji.
Fundacja „Miau, Kocie Wąsy i Spółka” zajmuje się pilnymi przypadkami wymagającymi interwencji lekarza weterynarii. Bez tej pomocy zwierzęta często by nie przeżyły. Dzięki fundacji maja szansę na dłuższe życie oraz znalezienie nowego domu. Budynek przy Moniuszki nie nadaje się w dłuższej perspektywie do prowadzenia takiej działalności. Jeżeli ktoś chciałby pomóc w znalezieniu odpowiedniego, nowego lokalu, powinien się skontaktować z fundacją „Miau, Kocie Wąsy i Spółka”.
Mateusz Prus
Fot. Krzysztof Wilczek