- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 1912
Dzielę się – nie marnuję!
W okresie świąteczno-karnawałowym marnujemy żywność na potęgę. Kupujemy i gotujemy wielkie ilości jedzenia, z obawy, że na świątecznym czy imprezowym stole może czegoś zabraknąć. W końcu zdecydowanie lepszą, z pozoru, sytuacją jest, jeśli posiłków jest za dużo, niż gdy ma ich brakować. Jednak jak się okazuje, nie do końca wiemy, co zrobić z górą pozostałości po świątecznym wieczorze czy sylwestrowej nocy.
A kiedy już mamy dość patrzenia na serniczki, pierożki i inne dobrocie, do głowy przychodzi nam myśl, by wyrzucić jedzenie do kosza. Jak pokazują badania, świąteczny i sylwestrowy czas to okres, kiedy w koszu ląduje dwa lub nawet trzy razy więcej żywności. Według ankiety agencji SW Research co 10. Polak przyznaje, że po rodzinnym ucztowaniu w domu marnuje się minimum dwa kilogramy produktów. Zamiast wyrzucać gotowe posiłki czy produkty zdatne do spożycia takie jak mąka, ryż, cukier, możemy się nimi podzielić. A warto się dzielić, bo aż 155 milionów ludzi w 55 krajach świata było w 2020 r. ,,w kryzysie lub w gorszej sytuacji", wynika z raportu na temat globalnego kryzysu żywnościowego. Postęp w walce z głodem wyhamował. Sytuację dodatkowo pogarsza kryzys wywołany pandemią COVID-19. Produkcja, dystrybucja i konsumpcja żywności w wielu miejscach została zachwiana. Tym bardziej w tych trudnych czasach powinniśmy starać się wyrzucać jak najmniej żywności.
Jedz do końca...
W zasadzie od dziecka słyszymy, że jedzenia nie można marnować. Określenie to zaczyna nam się więc kojarzyć z koniecznością dojedzenia wszystkiego, co się przed nami postawi. Nie jest to jednak dobry nawyk. Dziecko, uczone jedzenia do końca, mimo że w połowie posiłku zaspokoiło głód, wyrabia w sobie niewłaściwe przekonanie. Powiedzenie: „lepiej zjeść i odchorować, niż by miało się zmarnować” powinno zdecydowanie odejść do lamusa. Pomijając niezdrowy nawyk przejadania się, ryzykujemy po prostu zatruciem pokarmowym, gdy jedzenie okaże się nie najświeższe. A po co nam kłopoty zdrowotne? Warto przeglądać lodówkę, żeby nie dopuścić do przeterminowania żywności. I pomyśleć: czy my to wszystko naprawdę musimy zjeść?
Warto się podzielić
Co zatem zrobić z jeszcze dobrymi daniami i produktami, ale już niemieszczącymi się w naszych brzuchach, lodówkach czy zamrażalnikach? Można się nimi podzielić z koszalińskimi instytucjami, które zajmują się pomocą osobom potrzebującym. W naszym mieście funkcjonuje kilka placówek, które z chęcią przyjmą gotowe dania lub produkty przetworzone. Jedną z nich jest Dom Miłosierdzia Bożego, który od 2016 roku prowadzi stołówkę. Jadłodajnia może pomieścić 250 osób, stowarzyszenie wydaje codziennie ok. 200 obiadów. Przyjść i zjeść może każdy, nikt nikogo nie pyta o sytuację ani nie wymaga żadnych dokumentów. DMB przyjmie zarówno wszelkiego rodzaju półprodukty, jak też gotowe dania. Dary można przynosić codziennie, przez cały dzień. W domu zawsze jest ktoś na dyżurze, kto odbierze od nas dary. Dom Miłosierdzia Bożego znajduję się przy ul. Monte Cassino 7. Więcej informacji uzyskamy pod numerem tel. 660 539 514.
„Szafa od serca” jest kolejnym punktem na mapie Koszalina wspomagającym każdego przechodnia. Zaczęła funkcjonować 12 grudnia 2020 r. Od tej pory czynna jest codziennie. Mieści się przy ul. Leśnej 6 w sąsiedztwie Domu Seniora. Co ważne, produktami z „Szafy od serca” mogą częstować się wszyscy. Nie tylko osoby uboższe, ale każdy, kto akurat jest głodny albo potrzebuje produktu, który znajduje się na regale. Można też wymienić swój przysmak na inny. Chodzi przecież o to, żeby jedzenie się nie marnowało. Główną zasadą funkcjonowania jadłodzielni jest szacunek. Zostawiamy więc to, co sami chcielibyśmy od kogoś otrzymać. Jeśli chcemy zostawić gotowe danie, wystarczy, że szczelnie je zamkniemy i napiszemy na opakowaniu datę przygotowania i do kiedy nadaje się do spożycia. Nie można zostawiać otwartych produktów, rzeczy zepsutych, bez daty przydatności do spożycia. A jeśli nie po drodze nam do wyżej wspomnianych miejsc, możemy udać się jeszcze do Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, ul. Mieszka I 16. Jednak towarzystwo podkreśla, że nie przyjmuje gotowych posiłków ze względu na możliwość zatrucia się przez innych. Jak najbardziej można przynosić produkty w opakowaniach, z datą ważności, produkty suche, herbatę, kawę, wodę, oleje. Jak podkreśla Agnieszka Zielińska z towarzystwa pomocy, dzielić się produktami warto, bo wspomagamy w ten sposób innych, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej.
Tego można się nauczyć
– Pamiętam zapleśniałe bochenki chleba, które sąsiadki wyrzucały przy śmietniku do specjalnej skrzyni. To było wiele lat temu. Mama mówiła, że to dla zwierząt, ale ja myślałam: które zwierzę by chciało jeść takie obrzydliwości – wspomina Marta. – To wspomnienie bardzo utkwiło mi w głowie, może dlatego dbam o to, żeby nie wyrzucać jedzenia. Tego nauczyłam też moje dzieci. Kiedy wspólnie robimy zakupy, trzymamy się ściśle listy, przygotowanej jeszcze w domu. Jak zaczęłam chodzić do sklepu z wykazem produktów, było trudno, bo kartka sobie, a koszyk sobie, ale z biegiem czasu wypracowałam to i teraz już nawet nie krążę po sklepie, a chodzę między tymi półkami, na których są interesujące mnie rzeczy.
Agnieszka była nauczona wspomnianego: ,,jedz, bo się zmarnuje”. - To nie była dobra lekcja. Takie nawyki doprowadziły do moich późniejszych problemów z wagą. Przyznam, że trwało długo, zanim pojęłam, że moje ciało to nie śmietnik i że wcale nie muszę ładować w siebie tego, czego nie chcę. Niestety, moja mama do dziś ma takie przeświadczenie i wmawia moim dzieciom to samo, co mnie lata temu. Na szczęście, one są odporne – śmieje się młoda mama. - Mam nadzieję, że zapamiętają taką lekcję i będą racjonalnie robić zakupy w przyszłości.
To ekologiczne
Wyrzucając żywność, szkodzisz nie tylko swojemu portfelowi, bo wyrzucasz pieniądze w błoto, ale również i środowisku, które i tak jest już w nadwyrężonej kondycji. Marnowanie żywności to bowiem utrata cennych zasobów naturalnych, które potrzebne były do jej wyprodukowania. W ten sposób zużywa się tysiące litrów wody i energii. To także dodatkowe koszty, które powstają przy transporcie i dystrybucji. Jak więc widać, racjonalne gospodarowanie jedzeniem we własnym domu wpływa nie tylko na stan naszego konta, ale też otaczającej nas przyrody. Dlatego warto następnym razem podzielić się posiłkiem czy produktami, bo ludzi potrzebujących nie brakuje. Pamiętajmy też, że dzielić się można przez cały rok, a nie tylko przy okazji świąt.
Monika Kwaśniewska
Fot. Magda Pater