- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 1715
Edukacja seksualna? To przecież niepotrzebne!
Edukacja seksualna budzi wiele kontrowersji. Jedni uważają ją za potrzebną, obiektywną wiedzę, drudzy – za ideologię, która spowoduje, że nasze dzieci chętniej będą uprawiać seks. Jaka jest jednak rzeczywistość? Czy edukacja seksualna jest nam potrzebna? O tym opowie Katarzyna Stawczyk, edukatorka seksualna.
Czym w ogóle jest edukacja seksualna, skoro WHO określa ją jako ,,obiektywną wiedzę naukową”, jednak w Polsce można usłyszeć, że jest to ideologia? Kto ma rację?
– Ja bym zadała pytanie, po co ona nam jest, do czego ma nam służyć. Jeśli założymy, że seksualność człowieka jest częścią jego zdrowia, jego dobrego stanu psychofizycznego, tego, by on dobrze funkcjonował fizycznie, społecznie, no to odpowiedź sama się narzuca. Jeśli dbamy o zdrowie, to dbamy o nie na wielu poziomach. Dbamy o to, by wiedzieć, jak postępować, by być zdrowym. Korzystamy z pracy osób, które pomagają nam to zdrowie utrzymać. W moim odczuciu edukacja seksualna jest czymś takim – czymś, co pozwala nam funkcjonować zdrowo w naszym życiu. Poza tym, że daje nam wiedzę, która jest potrzebna, to pomaga nam budować dobre relacje, pomaga być bardziej otwartym na różnorodność w świecie. Pomaga nam cieszyć się z naszego ciała, seksualności. Pomaga zrozumieć, co się z nami dzieje, jak się zmieniamy, po co się zmieniamy i dlaczego.
Wydaje mi się, że w Polsce ten termin seksualności jest sprowadzany tylko do jednego – do seksu. Pojawia się myślenie, że skoro będziemy się edukować na temat seksualności, to częściej będziemy uprawiać seks. Będziemy bardziej pruderyjni.
– W Polsce mylimy pojęcie seksualności z seksem. Seksualność jest szerszym obszarem i towarzyszy nam już od chwili urodzenia. Ludzie, myląc pojęcia, myślą, że jeśli zaczniemy edukować dzieci na temat seksualności, to na pewno będziemy uczyć ich tylko o seksie. A tak jak wspomniałam, seksualność jest terminem szerszym. Przecież dzieci są istotami seksualnymi, mają ciało, uczą się go, uczą się tego, jak inni reagują na ich ciało. Seks jest bardzo wąskim pojęciem, seksualność – to jest coś więcej. Mam takie poczucie, że jest obawa wśród dorosłych, że jeśli będziemy mówić o seksie, o edukacji seksualnej, to na pewno młodzież zacznie uprawiać seks. Otóż nastolatki uprawiają seks dużo wcześniej niż zdają sobie z tego sprawę rodzice, oczywiście nie zawsze tak jest, nie wszędzie, ale tak się zdarza. Młodzież chce wiedzieć, szuka wiedzy. Teraz jest dużo mądrych, fajnych źródeł i mogą tę wiedzę znaleźć, ale warunek jest taki, że trzeba umieć szukać, i trzeba odróżnić wiedzę naukową od wiedzy potocznej, tzn. ,,wydaje mi się”. To wynika z rozwoju człowieka. Przychodzi moment, w którym młody człowiek odkrywa swoją seksualność i zaczyna się jej uczyć po to, by w dorosłym życiu móc korzystać z tej seksualności, móc się nią cieszyć i by umiał budować związki w zgodzie ze sobą i takie, które będą miały dobre, równe relacje. Wiedza, którą daje edukacja seksualna, pomaga oswoić lęk związany z dojrzewaniem, ze zmianami. Daje nam zrozumienie, co się nami dzieje, po co nam to się dzieje i dlaczego. Mówi nam o tym, że jest to normalne, mówi o tym, co jest standardem, a co nie jest, co jest przekraczaniem granic. Mówi nam o tym, że możemy powiedzieć ,,nie”. Albo że powinniśmy zapytać. Oswaja nas. Tym jest edukacja i na to składa się seksualność.
Czyli wyuczone dzieci to bezpieczne dzieci?
– Tak. Co ciekawe, w krajach, w których były prowadzone badania dotyczące tego, czy edukacja seksualna wpływa na obniżenie wieku inicjacji seksualnej. Te badania wykazały, że edukacja seksualna nie wpływa na obniżenie wieku inicjacji, ale na to, czy młodzież uprawia bezpieczny seks. Młodzież wyedukowana uprawia bezpieczniejszy seks i przejawia mniej zachowań ryzykownych związanych z seksem. Natomiast to, co wpływa na to, że młodzież później dojrzewa, a więc i później inicjuje zachowania związane z aktywnością seksualną, to są relacje w rodzinie. Dobre relacje. Gdy te relacje z rodzicami są dobre, oparte na zaufaniu, to troszkę później zaczyna się dojrzewanie. Sam fakt tego, że młodzież będzie eksperymentować, sprawdzać, będzie chciała się całować, dotykać, wynika z rozwoju. Tego nie zatrzymamy.
Badania pokazują, że już nawet dwulatkowie zaczynają odkrywać swoją seksualność np. przez dotyk Uczą się, jak ich ciało reaguje na ten dotyk. Czy to jest coś normalnego, naszego?
– Obecnie jest tak, że nasze poszczególne części ciała dzielą się na te, które można dotykać i których nie można dotykać, a nawet nie można o nich myśleć. To są miejsca intymne. Dla małego człowieka, kiedy on odkrywa świat, uczy się go, eksploruje, pojęcie seksualności, wyobrażeń dorosłych na temat seksu, jest kompletnie obce. I to jest część jego rozwoju, że mały człowiek będzie siebie dotykać, również w miejsca intymne. To jest normalne, gdzieś tam zaspokoi swoją ciekawość i będzie sprawdzać inne rzeczy w świecie. Jest to trudne dla rodziców, ponieważ mamy jakieś takie przekonania, że to jest świat zupełnie obcy dzieciom. A przecież jest czymś normalnym, że dzieci w przedszkolu zaglądają sobie w majtki. Chcą wiedzieć, sprawdzić. Ale nie ma to nic wspólnego z taką seksualnością, jej wyobrażeniem, jakie mamy my, dorośli. Bo my na to wszystko nakładamy nasz światopogląd, naszą moralność, nasze wychowanie. Przez ten pryzmat na to patrzymy. Uczono nas, że seksualność ma być czymś wstydliwym, że o niej się nie mówi, że ona nie istnieje. A jak już, to można mówić, ale tylko w małżeństwie albo w domu uprawiać ją po ciemku.
A więc kiedy jest dobry moment, żeby zacząć rozmawiać z dziećmi na temat edukacji seksualnej?
– Jeśli chodzi o edukację seksualną, to odbywa się dwutorowo. Odbywa się od pierwszych lat w otoczeniu, w domu – to jest to, co dziecko widzi. Jak rodzice reagują na jego ciało, jak jest malutkie. Odbywa się też wtedy, kiedy mama z tatą zakrywają dziecku oczy, żeby nie patrzyło, jak inni się całują, odbywa się też wtedy, kiedy wujek przy obiedzie komentuje ciało dziewczynki czy chłopczyka. Są pewne standardy, które nam mówią coś o naszym ciele, co wolno, czego nie wolno. To jest taki nieoficjalny tor. Oficjalnego w Polsce na razie nie ma, bo młodzież nie uczy się na temat edukacji seksualnej w szkole. Dlatego, moim zdaniem, już od najmłodszych lat powinniśmy zacząć sami edukować nasze dzieci na temat seksualności, bo ona jest z nimi od samego początku, od przyjścia na świat. Warto nauczyć dzieci, że świat nie jest czarno-biały. Czasem bywa tak, że ktoś rodzi się chłopcem, ale czuję się dziewczynką. Warto od najmłodszych lat tłumaczyć dziecku, że tak też się zdarza i że to jest normalne. Dzięki temu uczymy dzieci już od najmłodszych lat tolerancji wobec innych, a poza tym dajemy szansę naszemu dziecku. Szansę na to, że niezależnie od tego, co ono czuje, zawsze będzie miało wsparcie w nas. Jeśli to są trudne rozmowy dla nas, bo mogą być trudne, to posłużmy się pomocami, np. bajkami, książeczkami dla dzieci, które w ostatnim czasie zyskują na popularności, a – co więcej – też są rzetelne i w naprawdę ciekawy, i jasny sposób wyjaśniają kwestie naszej seksualności. Dziecko na pewno zapyta raz, drugi. Jeśli będziemy ignorować jego pytania, to ono w końcu pójdzie do kogoś innego, będzie szukało informacji, a my, jako rodzice, stracimy kontrolę nad jakością wiedzy, jaką zdobywa.
Taka rozmowa w teorii wydaje się banalna, ale to tylko teoria. Praktyka jest znacznie trudniejsza. Od pokoleń mówiono nam, że seksualność jest czymś wstydliwym, więc w naszych głowach mamy blokadę. Jak jej się pozbyć?
– Najpierw trzeba przełamać ten wstyd u siebie. To jest w dużej mierze praca nad samym sobą na początku. Musimy zastanowić się, dlaczego tak jest, że jest mi trudno z dzieckiem rozmawiać na te tematy. Myślę sobie, że można spróbować poczytać kilka tematycznych książek, których na rynku jest coraz więcej, i które przedstawiają naprawdę w rzetelny sposób seksualność. Zanim zaczniemy uczyć dzieci, dobrze by było wyedukować siebie, oswoić się z tym tematem. Poza tym, powinniśmy też zwrócić uwagę na to, jak my mówimy o swoim ciele, jak o innych ludziach, bo to też ma duży wpływ na dziecko. Jeśli matka nie lubi swojego ciała, patrzy na siebie i mówi, że jest gruba, brzydka, a dla dziecka mama jest przecież piękna, jaka jest – to mimo wszystko dziecko może później mieć problemy z akceptacją swojego ciała, siebie. Bo skoro w jego oczach mama była piękna, a się katowała, to i dziecko później przejmie ten schemat. Tak samo warto zwrócić uwagę, jak wyrażamy się o innych ludziach. Jeśli komentujemy ciała obcych ludzi, którzy trochę różnią się od nas, to dziecko uczy się tego samego. Świat jest różny, każdy z nas jest inny. I warto, aby rodzic o tym pamiętał i starał się wpoić to dziecku.
Ja od rodziców słyszałam, że ciąża jest wynikiem pocałunków, przez to naprawdę długo bałam się kogoś pocałować. Inni, że dzieci pochodzą od bociana. Czy nie jest tak, że ta niewiedza może przyswoić większe problemy?
– Brak rzetelnej wiedzy powoduje, że młodzież nie do końca jest świadoma swoich czynów. Tak jak wspomniałam, prędzej czy później nasze dzieci zaczną eksplorować swoje ciała. Będą chciały spróbować seksu, zobaczyć jak to jest, nie do końca wiedząc jak to zrobić bezpiecznie. Dzieci, które w inicjację seksualną wchodzą bardzo szybko, zdarza się, że nie mają pojęcia, że mogą zajść w ciążę. Wszyscy wtedy są zdziwieni: ,,skąd ta ciąża?”. Edukacja seksualna powoduje, że młodzi ludzie uprawiają bezpieczny seks. Wiedza powoduje, że nastolatka wie, co się wydarzy, wie, że jak ma miesiączkę, to może zajść w ciążę. Kiedy jest świadoma zmian zachodzących w ciele, nie boi się ich, bo je rozumie. I w tym tkwi cały sekret bezpiecznego i zdrowego rozwoju, a tym samym bezpiecznego i zdrowego seksu w przyszłości.
Oswojenie z tematem jest istotne, żeby osiągnąć sukces, ale jak oswoić się ze słowami damskich narządów płciowych? Cipka (choć nie jest uznawana za wulgaryzm przez słownik PWN) brzmi wulgarnie, wagina – zbyt medycznie. Jak mówić o żeńskich narządach płciowych bez wstydu?
– Trzeba przede wszystkim oswoić się z tymi słowami. One brzmią dla nas obco, dziwnie, bo bardzo rzadko ich używamy. To są zwykłe słowa. Jeśli zaczniemy mówić na narządy płciowe tak, jak się nazywają, czyli cipka, penis, wagina, członek, a jeśli chcemy pikantniej, to może być kutas, to używane staną się w końcu normalne i się spopularyzują. Nie będą już budzić u nas takiego lęku i czasem zniesmaczenia. To wszystko jest w naszych głowach, które są zamknięte w stereotypach. Nie bójmy się używać tych słów, to są normalne słowa, jak każde inne. I miejmy nadzieję, że nasze dzieci już nie będą się wstydziły ich używać.
Rozmawiała Monika Kwaśniewska
Fot. archiwum prywatne