- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 2211
Koszalin według niewidzących
Na co dzień żyją jak każdy inny koszalinianin. Pracują, chodzą po zakupy, spotykają z przyjaciółmi. Starają się jednak wykorzystać wszystko, co pomaga funkcjonować bez pomocy innych, samodzielnie. Włodzimierz Wolszakiewicz jest niewidomy niemal od urodzenia, żona Maria zalicza się do grupy słabowidzących. On korzysta z białej laski, ona nie rusza się nigdzie bez silnej lupy. Rozmawiamy z Marią i Włodzimierzem, jak wygląda Koszalin z ich perspektywy, jak osoby niewidome mogą się w nim poruszać, podróżować, spacerować.
Proszę powiedzieć coś o sobie, choć oboje jesteście znanymi osobami z racji wykonywanego tyle lat zawodu...
Włodzimierz: – Nadal pracuję, od wielu lat jestem masażystą w Szpitalu Wojewódzkim. Pracuję, bo nie lubię nic nie robić. Nie widzę od dziecka. Szkołę podstawową ukończyłem w Laskach, ale średnią już zwykłą.
Maria: – Jestem słabowidząca od urodzenia, czytam przez lupę, wypełniam druki, piszę też przy jej pomocy. Ostatnie 21 lat przepracowałam także w naszym szpitalu jako masażystka, od niedawna jestem na emeryturze i zajmuję się domem. Dajemy sobie radę we wszystkich domowych sprawach od zakupów po gotowanie posiłków.
Jak się żyje osobom niewidzącym i słabowidzącym w Koszalinie?
W: – Dla nas miasto takiej wielkości jest wygodniejsze, łatwiejsze do opanowania niż np. Warszawa, z której pochodzę. W Koszalinie mieszkamy od 1980 roku. Przyjechaliśmy tu, bo szukaliśmy pracy z mieszkaniem. I znaleźliśmy. Nadal w tym samym mieszkaniu jesteśmy. Ja pamiętam jeszcze, kiedy trochę widziałem, to mi pozwala lepiej rozumieć np. opisy wyglądu miasta czy sytuacji.
M: – Jest mi tu dobrze, miasto dobrze znam, opanowałam je. W dużym, jak mój rodzinny Kraków, byłoby chyba z tym gorzej.
Wobec tego wyruszamy do pracy...
W: – Rano wozi mnie od jakiegoś czasu sąsiadka, pielęgniarka. Wracam sam autobusem. Idę na przystanek, drogę znam. W zawiłościach terenów szpitalnych poruszam się tak, że nieraz udzielam informacji błądzącym. Jak przyjeżdża „gadający” autobus, to słyszę, jaki numer. A jak nie – pytam albo pasażerów na przystanku, albo wsadzam głowę do autobusu i też pytam. Niestety, zdarza się, że kierowcy miejskich autobusów wyłączają system głośnego mówienia, także wewnątrz. Kilka razy zwracałem się w tej sprawie do ratusza i pomagało, a za jakiś czas znów cisza. Dla nas, niewidzących i słabowidzących, to ważne, pozwala samodzielnie się orientować w przestrzeni. Ludzie zwykle odpowiadają, są życzliwi, nawet oferują pomoc przy wysiadaniu czy wsiadaniu.
M: – Ja odczytam numer autobusu, znakomite są te duże i dobrze podświetlone. I najlepiej, jak jest także z boku, bo nie zawsze zdążę zobaczyć ten z przodu i wysoko. Nam to bardzo ułatwia życie i poruszanie się po mieście.
Ale w końcu trzeba wysiąść...
W: – Znam topografię miasta i szybko się orientuję, gdzie jestem, nawet jak wysiądę nie tam, gdzie chciałem. Po czym? Inaczej „słychać” otwartą przestrzeń, inaczej, kiedy jest ściana budynku. Są np. charakterystyczne dźwięki – najłatwiej to na rynku, jak szumi fontanna. Jednak tu właśnie można się zgubić, bo plac jest gładką powierzchnią.
Poruszacie się także pieszo...
W: – I tu najważniejsze są sygnały dźwiękowe na przejściach oraz tzw. kolce przy krawężnikach.
Co do sygnałów dźwiękowych – szkoda, że czasem są zbyt ciche, giną w hałasie ruchu samochodowego. Najgorzej, jak są nagle wyłączone. Te kolce przy przejściach dla pieszych to wspaniała rzecz. Powinny być na każdym przejściu, nie tylko tam, gdzie są światła.
Są już w przejściu podziemnym do dworca przed schodami, przy zejściu do przejścia podziemnego przy dworcu. Tam w ogóle jest świetnie, bo mamy środkiem taką ścieżkę z wypukłych listew i jak idę, to się jej trzymam. Kolce ostrzegają nas także przed krawędzią peronów na dworcu. Takie osoby jak my wyczuwają je i laską, i nogą.
M: – Ważna także dla nas jest ustawa o przepuszczaniu pieszych na pasach, ale nie do końca temu ufamy, bo kierowcy jeżdżą różnie, a my jednak gorzej się orientujemy w sytuacji.
Jesteśmy przy dworcu, to wybierzmy się w podróż!
W: – Bardzo dobrze jeździ się pociągami, zwłaszcza Intercity. Konduktor jest zawsze życzliwy, pamięta, gdzie wysiadamy i przychodzi pomóc. Mało tego, numery na siedzeniach są także w braille'u, więc sami znajdziemy nasze miejsce.
Takie oznakowania są ważne?
W: – Dają nam swobodę poruszania. Właściwie takie numery w braille'u powinny być wszędzie – w salach koncertowych, w kinie, w halach. Podobnie jak numery na drzwiach w urzędach, przychodniach, różnych instytucjach. Byliśmy już w hotelu, gdzie pokoje miały takie numery na drzwiach. W moim szpitalu ich nie ma. A to nie byłoby wcale takie drogie. Przecież my też chodzimy na koncerty do filharmonii, na mecze do hali, do teatru, do kina.
M: – W Koszalinie nie ma seansów w kinie z audiodeskrypcją. Dlatego tam akurat bywamy rzadko. Filmy oglądamy w telewizji, bo jest lektor.
Te oznakowania pojawiają się na farmaceutykach. Pomagają?
W: – Coraz więcej leków i różnych farmaceutyków ma na pudełku napis w braille'u. Dla nas to ogromna pomoc, bo możemy sobie sami brać potrzebne leki. Jak znaków brakuje, mam odpowiedni przyrząd i taśmę, oznakowuję sobie sam. Pojawiają się też takie oznaczenia na kosmetykach, ale już na produktach spożywczych, tych opakowanych, nie ma.
M: – Ja chodzę na zakupy z lupką, moją najlepszą przyjaciółką. Ale i tak się mylę czasem, bo produkty mają bardzo podobne opakowania. A w marketach jest chyba ostatnio mniej pracowników i nie zawsze mam kogo zapytać. Trudno mi czasem znaleźć np. datę ważności, bo na każdym produkcie jest w innym miejscu i bardzo drobnym albo bladym drukiem. I tak więcej czasu nam zakupy zajmują niż widzącym.
W: – Największym jednak dramatem jest zmiana układu towarów, co te sklepy robią co jakiś czas. Musimy się od nowa uczyć, gdzie co jest. Dlatego najbardziej lubimy sklepy, gdzie sprzedawca podaje towar.
M: – No i te miejsca, gdzie zamiast schodów są ruchome pochylnie.
W: – Nam zawsze lepiej wchodzić po schodach niż schodzić. Dlatego lubimy, jak w galeriach handlowych są właśnie ruchome pochylnie, a nie schody. To chyba w ogóle wygodniejsze dla wszystkich. Coraz więcej galerii dochodzi do tego samego wniosku. I w Emce jest pochylnia – w górę i w dół, a w Forum nadal strome schody.
M: – Jest jeszcze jedno możliwe ułatwienie, które poznaliśmy podczas wyjazdów zagranicznych. Tam się idzie przez galerię i jak zatrzymuje przy sklepie, to odzywa się informacja głosowa, jaki to sklep. Mogłoby być tak i u nas. Albo znaki przy wejściu.
Wracamy jednak do ratusza, by coś załatwić. Jest łatwo?
W: – Z wejściem do ratusza nie ma problemu, mimo schodów. Wewnątrz zawsze jest ktoś, kto udziela informacji i pomaga. Ale już tam, gdzie interesanci muszą wydrukować sobie numerki – bywa gorzej, bo potem ten numerek wyświetla się na tablicy. I jeśli do tego jest komunikat głosowy – to znakomicie. A jak nie – nie zobaczę. Bardzo dobrze jest w naszym ZUS – tam są komunikaty głosowe i do tego zawsze życzliwi pracownicy. Ale już w jednym z oddziałów banku PKO – są wyświetlacze, ale bez komunikatu. Oczywiście, zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże, jednak lubimy być samodzielni.
Co jeszcze jest ważne, co można poprawić?
M: – W mieście dla nas jest ważne, żeby były równe, gładkie chodniki. Nie zawsze laską czy stopą wyczuję nierówność.
W: – Mamy wiele ścieżek rowerowych i to bardzo dobrze. Ale jak taka ścieżka idąca jedną stroną chodnika nagle ją przekracza i przechodzi na drugą – jest źle. Widzący to zobaczy, ja nie i nie wyczuję tego laską. Takie zawirowanie jest np. na przystanku przy ratuszu. Piękna jest ścieżka od Forum do Jamna, ale nie ma ścieżki tylko dla pieszych. Dla niewidzącej osoby to problem. Ogromnym problemem są hulajnogi, te stawiane gdzie bądź. Rowery odstawia się do stacji, a hulajnóg nie. Już raz wpadłem na taką zostawioną na środku chodnika. Uważam, że powinno się też je odstawiać do stacji, a jak nie – ukarać ostatniego użytkownika. Bo to przeszkoda nie tylko dla nas, ale też dla rowerzystów i wózków – zarówno tych dziecięcych, jak i osób niepełnosprawnych. Podobnie jest z wystawianymi „staczami” – reklamami na chodnikach oraz znakami drogowymi. Na to miejsce powinno być na trawniku, na poboczu, nie na chodniku. Przy okazji – zostaliśmy i my, i wszyscy inni mieszkańcy odcięci od morza, od największego dobrodziejstwa Koszalina. Jeździliśmy na spacery i jeździmy nadal. Ale autobus byłby dla nas wygodniejszy. Do busa nie wejdzie osoba na wózku czy matka z dzieckiem w wózeczku.
Osoby widzące zapewne nie mają pojęcia, że jest już wiele urządzeń pozwalających wam samodzielnie pokonywać trudy codziennego życia...
M: – Kiedy idziemy kupować ubrania – zabieramy czytnik kolorów.
W: – Mamy brajlowskie zegarki na rękę oraz taki sam budzik. Centymetr krawiecki także z pismem braille'a. Ciśnieniomierz, termometr do ciała i do mierzenia temperatury w pomieszczeniu mamy głośnomówiące. Zawsze mam przy sobie dyktafon. To mój notatnik, na którym zapisuję w ciągu dnia coś, co jest ważne. Oboje czytamy braillem – sprowadzamy czasopismo „Pochodnia”. Takich wydawnictw było więcej, zostało chyba tylko to. Mam też maszynę do pisania braillem. Ale jeśli chodzi o literaturę piękną – korzystamy z wypożyczalni książki mówionej w naszej bibliotece. Teraz to jest możliwe zgranie książki na kartę i nawet nie muszę zabierać czytnika, słucham z telefonu.
Czy biała laska budzi jakieś reakcje ludzi?
W: – Nie. Raczej zwraca uwagę, że może to być ktoś potrzebujący pomocy. I tak bywa. Miałem sytuację, gdy pasażer na przystanku niemal na siłę pomagał mi wsiąść do autobusu, choć tego nie potrzebowałem. I sam ledwie zdążył wysiąść, bo wcale tym autobusem nie jechał. Ale bywa też, że moi pacjenci pozdrawiają mnie na ulicy, zapominając, że ja usłyszę tylko głos, po którym ich nie rozpoznam. A mam tych pacjentów sporo...
Istnieje takie przekonanie, że najlepszym masażystą jest osoba niewidoma. To prawda?
W: – Jest tak, że osobie, która traci jeden zmysł – wyczulają się pozostałe, a w naszym zawodzie istotny jest dotyk. Ale są i osoby widzące, które mają bardzo wyczulony zmysł dotyku, poradzą sobie w tej pracy tak samo świetnie. Poza tym wrażliwość dotyku wypracowuje się latami pracy.
Wyjeżdżacie za granicę. Czy tam są różnice w przystosowaniu przestrzeni?
W: – Znakomicie pod tym względem jest w Szwajcarii. W Hiszpanii też, ale w dużych miastach.
Co jeszcze ułatwiłoby takim osobom jak wy poruszanie się w przestrzeni miasta?
W: – Nam nie chodzi o ułatwienie, ale o możliwość samodzielnego życia. Oczywiście, trudniej nam się żyje niż osobom w pełni widzącym, ale... da się żyć.
Rozmawiała Dana Jurszewicz
Fot. Magda Pater