- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 1915
Wichury i zjawiska ekstremalne zimą- to już norma?
W ostatnim czasie coraz częściej doświadczamy skutków gwałtownych zjawisk ekstremalnych. Gwałtowne wichury powodujące znaczne straty materialne, na stałe wpisują się w krajobraz zimowej aury, kontrastując z typowym obrazem polskiej białej zimy. O zmianach zachodzących w pogodzie rozmawiamy z doktorem Bartoszem Czerneckim z Zakładu Meteorologii i Klimatologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Jak groźne są zjawiska, których obecnie doświadczamy? Z czego wynikają te anomalie?
– Atmosferyczne zjawiska ekstremalne nie są niczym nowym dla klimatu Polski. W sezonie zimowym przejście głębokich niżów atmosferycznych nierozerwalnie związane jest z powstaniem huraganowych prędkości wiatru w porywie przekraczających 100-120 km/h. W pasie polskiego wybrzeża Bałtyku prędkości te należą do najwyższych w skali kraju z racji tzw. niskiej szorstkości aerodynamicznej i „szlaków”, którymi najczęściej przemieszczają się głębokie niże. „Nadia”, która nawiedziła w ostatnim czasie nasz kraj, generowała porywy dochodzące lokalnie do 110-120 km/h. Statystycznie porywy wiatru przekraczające 110 km/h występują na wybrzeżu co 2 lata, a powyżej 135 km/h – co 10 lat. Sytuacja, z którą mieliśmy do czynienia pod koniec stycznia wpisuje się zatem w wieloletnie statystyki, choć niewątpliwie sytuacje tego typu, zwłaszcza w sezonie zimowym, zdarzają się w ostatnich latach coraz częściej i jest to niewątpliwie spowodowane postępującą zmianą klimatu.
W jaki sposób ma to miejsce?
– Wzrost temperatury powoduje zmniejszenie powierzchni lodu w Arktyce, a ta z kolei zwiększa prawdopodobieństwo powstania głębokich niżów w sezonie jesienno-zimowym, które generują długotrwałe i występujące na dużym obszarze epizody z silnymi porywami wiatru. Prognozowanie tego typu sytuacji jest relatywnie łatwe z punktu widzenia synoptyka, stąd też należy na bieżąco śledzić ostrzeżenia wydawane przez służby meteorologiczne i Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. O ile występowanie huraganowych prędkości wiatru w chłodnej porze roku związane jest z ogólnymi uwarunkowaniami procesów atmosferycznych w skali kontynentalnej, tak w ciepłej porze roku porywisty wiatr jest następstwem procesów konwekcyjnych.
Gdyby mógł pan to wyjaśnić nam, laikom, bardziej przystępnie…
– W dużym uproszczeniu, procesy te odpowiedzialne są za występowanie silnych burz, intensywnych opadów atmosferycznych, opadów gradu, a także występowania porywistego wiatrem, który w skrajnej postaci może być także efektem trąb powietrznych. Badania naukowe wskazują, że średnio w roku w Polsce obserwuje się od kilku do kilkunastu trąb powietrznych z czego dwie-trzy to stosunkowo niegroźne trąby wodne. Zdecydowana większość trąb powietrznych występujących nad lądem to trąby słabe o sile F0-F1 w tzw. skali Fujity, co przekłada się na niewielkie bądź umiarkowane zniszczenia.
Czy pojawiające się trąby wodne zagoszczą już w naszej aurze pogodowej na stałe?
– Tak zwane silne trąby powietrzne powodujące bardziej zauważalne zniszczenia zdarzają się średnio 1-3 razy w ciągu roku, a te o bardzo dużej intensywności występują średnio co 10-20 lat. Tylko około 5% występujących trąb powietrznych powoduje ofiary śmiertelne. Jeśli chodzi o długofalową tendencję ekstremów pogodowych, to z pewnością część z nich jest zaliczana do zasadniczych elementów obserwowanych zmian klimatu. Intensywność i częstość fal upałów, susz i okresów posusznych pożarów, powodzi oraz tak zwanych powodzi błyskawicznych (flash flood) czy huraganowych wiatrów zwiększa się już obecnie i tendencja ta będzie kontynuowana w najbliższej przyszłości.
Możemy otwarcie już mówić o ociepleniu się klimatu i trwałych zmianach pogodowych?
– Ocieplenie klimatu wśród naukowców zajmujących się tą tematyką nie podlega najmniejszym wątpliwościom. Ocieplenie klimatu jest wynikiem działalności człowieka i jest to wyraźnie uwypuklone w raportach dotyczących zmian klimatu. Praktycznie we wszystkich raportach dotykających problemu zmiany klimatu zaznacza się zwiększenie intensywności oraz częstości występowania zjawisk pogodowych o charakterze ekstremalnym. W dużej mierze są one rezultatem większej ilości energii, która jest już obecnie kumulowana w systemie klimatycznym, w związku z czym dynamika procesów pogodowych również się zwiększy. Od lat 80. XX w. częstość katastrof związanych z pogodą na świecie wzrosła z 355 w latach 1980-1989 do 716 w latach 2002-2011. Wzrost temperatury powietrza potwierdzają dane obserwacyjne praktycznie dla każdego regionu naszej planety. Globalnie od początku XX w. temperatura podniosła się już o ponad 1 st. C i w zależności od tempa emisji gazów szklarniowych wzrost ten może przekroczyć nawet 5-6 st C. Z pozoru nie są to duże wartości, ale taka zmiana dla klimatu Polski oznacza przeniesienie się w realia klimatu charakterystycznego obecnie dla Bułgarii czy północnej Grecji.
Póki co lato nad polskim morzem często bywa chłodne, a zimy łagodne. Co wywołuje takie zmiany klimatu?
– Zmiany klimatu nie polegają jedynie na wzroście temperatury powietrza, ale mają swoje przełożenie także na zmiany sezonowości klimatu i zwiększenie częstości lub intensywności występowania zjawisk ekstremalnych. W przyszłości mroźne zimy również będą się pojawiać i mogą być one dla nas tym bardziej dotkliwe z racji stopniowego przyzwyczajania społeczeństwa i służb do bezśnieżnych i ciepłych zim. Z kolei w okresie letnim fale upałów będą pojawiać się częściej i będą powodować zdecydowanie więcej ofiar śmiertelnych niż zjawiska pogodowe takie jak burze i tornada razem wzięte. Musimy jednocześnie pamiętać, że chłodniejsze sezony również będą się pojawiać, co wynika z naturalnej fluktuacji klimatu.
Sądzi pan, że sensacje o topnieniu lodowców, podnoszeniu poziomu wód możemy traktować poważnie? Co czeka nasze wybrzeże i Polskę w najbliższych 50 latach, jeśli chodzi o zmiany klimatyczne?
– Podnoszenie poziomu wód oceanu światowego jest jedną z najczęściej wymienianych konsekwencji ocieplenia klimatu. Zmiany te nie są tak silne, jak może się wydawać przeciętnemu odbiorcy straszonemu falami wielkości tsunami w filmach katastroficznych. Niemniej jednak do 2100 r. najbardziej prawdopodobny wydaje się wzrost poziomu oceanu o 80-100 cm, a w przypadku szybszego topnienia Antarktydy i Grenlandii – nawet o ok. 200 cm. Do roku 2050 wartości te będą nieco ponad dwukrotnie mniejsze. W kontekście najbliższych dziesięcioleci kluczowe znaczenie będzie miało ogrzewanie się oceanu. Wzrost temperatury wody będzie powodować zmniejszenie ilości tlenu, częstsze zakwity sinic oraz mniejsze połowy. Mimo że wzrosty poziomu Bałtyku mogą się wydawać niezbyt duże, to już nawet kilka-kilkanaście centymetrów wzrostu poziomu wody w Bałtyku przyczynia się do erozji nabrzeża, co ma dalsze konsekwencje choćby z punktu widzenia obserwowanego w ostatnich latach wymywania plaż, dalszych zmian linii brzegowej i podtopień niżej położonych terenów podczas wezbrań sztormowych. Z pewnością jest to jeden z wielu elementów wymagających odpowiedniego przygotowania w ramach polityki adaptacyjnej do zmian klimatu.
Rozmawiał Tomasz Wojciechowski
Fot. Archiwum prywatne