- Kategoria: News
- Alicja Tułnowska
- Odsłony: 2231
Czy to kryzys lekowy?
O problemie z dostępnością leków słychać w Polsce od wielu lat. Niekiedy jednak się on nasila, tak jak ostatnio. Sprawdźmy zatem, czy rzeczywiście jest tak źle, jak się mówi? Jak bardzo odczuwalny jest przez pacjentów i instytucje problem z lekami?
Kilka tygodni temu pojawiły się doniesienia płynące z całej Polski o problemach nie tylko z lekami stosowanymi w leczeniu chorób przewlekłych, np. cukrzycy, astmy, epilepsji, ale nawet tych podstawowych, jak penicylina. Co więcej, Polaków raczej niekoniecznie uspokajają regularnie pojawiające się, chętnie oglądane przez wielu pacjentów listy leków zagrożonych dostępnością, które publikują polskie władze (załącznik do „Obwieszczenia Ministra Zdrowia z dnia11 lipca 2023 r. w sprawie wykazu produktów leczniczych, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych zagrożonych brakiem dostępności na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”).
Czy rzeczywiście zabraknie nam niektórych leków? Dla pacjentów nie jest to takie oczywiste, tym bardziej że wokół pojawiają się informacje raczej powodujące panikę niż spokój, jak choćby problem z dystrybucją, niedostępność danej substancji (większość ściągana jest z Azji), wojna w Ukrainie, czy nawet działalność mafii lekowej. Jeszcze pod koniec grudnia 2022 r. minister zdrowia Adam Niedzielski twierdził, że problem z dostępnością leków w aptekach występuje jednak jedynie lokalnie, a zapasów starczy na kilka miesięcy, dlatego też warto przyjrzeć się, jak wygląda ta sytuacja obecnie, na własnym podwórku.
Przychodzi pacjent do apteki
Aby lek mógł trafić do apteki, przebywa długą drogę. Jednak jego ostatecznym odbiorcą jest pacjent. Czy rzeczywiście możemy być spokojni o leczenie? Czy zawsze możemy liczyć na dostęp do leków i fachową pomoc?
– Zauważyłam, że te większe, prężnie działające apteki zazwyczaj są lepiej zaopatrzone i problem z dostępnością leków występuje tam znacznie rzadziej, aczkolwiek też można z takiej apteki wyjść z kwitkiem. Mój lek na ciśnienie jest na tyle „popularny”, że tu nie ma tragedii, ale gdy w grę wchodzą leki z innej grupy, np. dermatologicznej, to pojawiają się schody. – mówi Klaudia. – Zdarzało mi się nie raz robić wycieczkę po pobliskich aptekach lub czekać, aż zamówiony lek dotrze. Znam już na pamięć też nazwy zamienników, które panie farmaceutki proponują, więc jakoś sobie radzę. Niestety, z obserwacji wśród znajomych wiem, że są takie leki, gdzie trzeba obdzwonić pobliskie miasta, aby je znaleźć i nie raz zdarzały się wycieczki koleżanek po 50 km.
Okazuje się, że nie tylko Klaudia miała problem z dostępem do leków dermatologicznych. – Kilka tygodni temu miałam przeprowadzony zabieg u dermatologa. Przepisał mi antybiotyk, który miałam zaaplikować w razie złego procesu gojenia. W aptece okazało się, że nie mogę go wykupić ani zamówić. Był najbliżej w… Szczecinku. To dla mnie zdecydowanie za daleko i nie na moje siły, zwłaszcza że musiałabym się tam wybrać pociągiem. To podróż na co najmniej pół dnia. Nie chciałam wracać do lekarza i czekać znowu kilku godzin w kolejce. Poprosiłam panią farmaceutkę o lek bez recepty o podobnym działaniu. Na szczęście pomógł – wspomina pani Maria, emerytka.
Choć Patrycja zwykle musi czekać, aż jej leki zostaną domówione z hurtowni, to niekiedy bywało, że nawet tam ich zabrakło. – Regularnie przyjmuję leki neurologiczne. Za każdym razem, gdy je wykupuję, część zamówienia musi zostać domówiona z hurtowni. Kilka miesięcy temu usłyszałam, że jednego z leków tam zabrakło. Pozostało jedno opakowanie w innej aptece, co starczyłoby może na dwa tygodnie kuracji. Zdecydowałam się na zamiennik, za czym nie przepadam. Na późniejszej wizycie kontrolnej u neurologa doradzono mi, by już zostać przy tym zamienniku. Tak też zrobiłam, choć po kilku miesiącach zauważyłam, że mój oryginalny lek wrócił do hurtowni – opowiada Patrycja i dodaje, że zna też inne przypadki. – Moja babcia z kolei miała problem z dostępnością leku na astmę, choć nigdy wcześniej nie było problemu z jego wykupieniem, czasem tylko trzeba było go zamówić z hurtowni, ale na drugi dzień już był do odbioru. Babcia nie brała nawet pod uwagę zamiennika. Musiała dostać ten lek, który widniał na recepcie. Na szczęście lekarstwo było dostępne „zaledwie” 25 km dalej, choć wiadomo, trzeba było się po niego wybrać już samodzielnie. Apteka go nie ściągnie z innej placówki, choć miło, że chociaż farmaceutki mogły sprawdzić, gdzie się znajduje. Do czasu następnej recepty lek na szczęście znowu był dostępny na miejscu.
Choć niektórym doskwiera niepewna sytuacja związana z dostępem do medykamentów, tak nie brakuje też głosów, że problemu raczej nie odczuwają. – Doświadczyłam zaledwie raz takiego problemu. Było jedno z trzech opakowań, które miałam wypisane. Po dwa pozostałe musiałam się zgłosić za kilka dni. Raczej nie mam problemu... To był lek związany z przewodem pokarmowym – opowiada Renata. Monika z kolei nie przypomina sobie, żeby spotkała się z taką sytuacją. – Nie zauważyłam, żebym miała problem z lekami – mówi.
Szpitalne doniesienia
Problem w związku z dostępnością pewnych leków miał dotyczyć jednak nie tylko aptek, ale niekiedy też szpitali. Z tego powodu sprawdziliśmy, jak wygląda sytuacja w Szpitalu Wojewódzkim w Koszalinie. – Na przestrzeni minionych lat, zwłaszcza w sezonie letnim, występowały i występują braki w dostępie do leków, to nie jest nic nowego. Podobnie było w pandemii. Jednakże obecnie te problemy pojawiają się nieco częściej. Przyczyny? To przede wszystkim braki i ograniczony dostęp do składników (surowców), z których produkuje się medykamenty, a które pochodzą m.in. z Chin, czy z Indii. Wpływ na to ma także wojna w Ukrainie, gdzie producenci leków również zaopatrywali się w komponenty potrzebne w produkcji. Z powodu wojny w pewnym momencie wystąpił też m.in. problem z dostępem do opatrunków, których brakowało na rynku – wyjaśnia Marzena Sutryk, rzecznik prasowy Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie, i dodaje, że wśród leków, których dotyczy problem są m.in. te kardiologiczne czy antybiotyki.
Na szczęście, placówka zabezpiecza się na wystąpienie takich sytuacji i może skorzystać z pewnych rozwiązań, choć nie zawsze należą one do łatwych. – Szpital jest o tyle w dobrej sytuacji, że interes polegający na dostępności niezbędnych leków zabezpieczają odpowiednie umowy zawarte z dostawcami medykamentów. W razie potrzeby leki są ściągane niemal z całego świata – wyjaśnia Marzena Sutryk.
Choć szpital na bieżąco uzupełnia zapasy leków i to – w zależności od potrzeb – nawet na kilkanaście tygodni – to wiadomo, braki mogą się zdarzyć. Wtedy jednym z rozwiązań jest doskonale znane nam, pacjentom, stosowanie zamienników. – Inną formą dostępu do leków jest wystąpienie przez naszych dostawców o czasowe dopuszczenie do obrotu produktu leczniczego dostępnego poza granicami kraju. Tego typu procedura jest przeprowadzana przez hurtownie, firmy farmaceutyczne za zgodą Ministerstwa Zdrowia. To jednak, z uwagi na konieczność spełnienia wielu wymogów, wydłuża czas oczekiwania na dostawę leku, ale niekiedy to jedyne rozwiązanie – dodaje rzecznik prasowy szpitala.
System kontrolny
Warto wiedzieć, że przepływ leków w Polsce jest ściśle kontrolowany przez Główny Inspektorat Farmaceutyczny, w ramach którego działają wojewódzkie jednostki. W Zachodniopomorskiem naczelnym urzędem jest Wojewódzki Inspektorat Farmaceutyczny w Szczecinie. Jak taka kontrola wygląda w praktyce? – Wszystkie braki, które występują powyżej 5%, są monitorowane na bieżąco. One idą systemem komputerowym do Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego, który zbiera wszystkie informacje i później jest reakcja w tym kierunku. – wyjaśnia Kazimierz Polecki, zachodniopomorski wojewódzki inspektor farmaceutyczny, i dodaje, że nie tylko sprawdzane jest to, czego brakuje, ale także szuka się przyczyny.
Zachodniopomorski inspektor farmaceutyczny zwraca uwagę, że powody braku leku mogą być różne (np. z winy producenta) i niekiedy mogą mieć zasięg ogólny (np. brak składnika). Niestety, informacja o przyczynie wystąpienia problemu nie zawsze jest oczywista. Zwykle się do niej dochodzi. – Dzwonię po hurtowniach i czegoś próbuję się dowiedzieć. Jeżeli hurtownia wie, to mi powie, ale w większości przypadków jest to brak składnika, który pochodzi z Chin – dodaje Kazimierz Polecki.
A jak wygląda kwestia mafii lekowej, która wywozi i sprzedaje nielegalnie leki poza granicami kraju? Czy to realne zagrożenie dla polskiego rynku leków? – W tej chwili raczej to jest niemożliwe, bo jest tzw. serializacja opakowań. W tym układzie aptekarz, gdy przyjmuje dany towar z hurtowni, musi sczytać z opakowania kod 2D i w trakcie sprzedaży również go sczytuje, co oznacza, że opakowanie zostało sprzedane. To najlepszy patent na to, żeby tych leków nie wywozić – opowiada inspektor farmaceutyczny i dodaje, że z kolei wcześniej ten proceder odbywał się na dużą skalę. – Jeszcze są tzw. leki podrobione – to też serializacja wychwytuje, bo te leki podrobione nie dadzą się sprzedać.
Jak radzi inspektor, w razie problemu z dostępnością leku pacjent może skorzystać z wyszukiwarki internetowej „gdziepolek” (https://www.gdziepolek.pl/). Choć w wielu przypadkach oferowane są zamienniki, to należy do nich podchodzić z pewną dozą ostrożności. – Czasami bywa tak, że lekarz pisze adnotację „NZ”, czyli „nie zamieniać”. I tu zamiennik nie wchodzi w grę – wyjaśnia Kazimierz Polecki. – Są takie zamienniki, które aptekarz wie, że można zastosować. Ale są zamienniki, które nie są bezpośrednio w literaturze podane jako zamiennik typowy. W tym układzie tylko lekarz zadecyduje, czy pójść w tym kierunku, czy nie.
Inspektor farmaceutyczny porusza jeszcze inną ważną dla pacjentów kwestię – rządowe listy o zagrożonych niedostępnością lekach. – Jest to informacja dla lekarzy, fachowców a nie dla osób, które nie mają za bardzo orientacji, a nawet będą wyobrażały sobie, że dzieje się coś naprawdę złego i nikt nad tym nie panuje – uspokaja Kazimierz Polecki. – Tak samo jak jest komunikat o wycofaniu danego leku – to komunikat dla apteki a nie do tego, żeby pacjent przynosił rozpoczęte opakowanie do apteki. Jeżeli natomiast minister zdrowia wyda komunikat, mówiący, że należy dane leki zwracać do apteki – to wtedy tak. Ale w przypadku wycofania, wstrzymania – to tylko dotyczy takich jednostek jak apteka i hurtownia. To nie dotyczy pacjenta.
Alicja Tułnowska
Fot. Magda Pater